Jana Frey - Pokrecony Swiat,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
JANA FREYPOKRĘCONY WIAT- Całe życie jest jednym problemem - wyjania mi Juli, bębnišc nerwowo palcami w stolik, przy którym siedzimy. -Przynajmniej moje życie - dodaje po chwili. - Wokół mnie zawsze były problemy.Spoglšda na mnie.- A ty chcesz tego wszystkiego wysłuchać, tego całego gówna?Przytakuję, a Juli wzdycha.Potem zaczyna opowiadać swojš historię.Nasze rozmowy odbywajš się w położonym na uboczu, cichym pokoju odwiedzin więzienia dla młodocianych na południu Niemiec.We wszystkich oknach sš kraty.1Wszędzie zawsze były problemy. Moja matka była strasznie gruba i zdawało się, że wiecznie ma zły humor. Wszystko było dla niej zbyt męczšce i zanadto skomplikowane. Połowę mojego dzieciństwa przeleżała na sofie, jedzšc czekoladki lub batoniki i patrzšc przed siebie. Od czasu do czasu popłakiwała, przeklinała kogo albo spała. Przy tym piła sherry, piwo albo wino.Mój ojciec to także problem. Zaginiony, ponieważ zniknšł bez ladu. Na całe moje życie.5Moja siostra również miała mnóstwo problemów. Przez lata nie mielimy z sobš kontaktu, długi czas mieszkała bowiem u Gunnara, swojego ojca, i jego nowej żony.Potem był jeszcze Adam.I ja.Zawsze i wszędzie miałem problemy. Jak sięgnę pamięciš, wszystko było pokręcone.Lubię wiosnę. W ogóle to najlepsza pora roku. Być może wiosnš miałem trochę mniej problemów z życiem niż latem, jesieniš i zimš. Wiosna jest łagodnš, dobrš, pięknš porš roku. Wiem, że to brzmi górnolotnie, i normalnie nie powiedziałbym czego takiego otwarcie, ale to akurat prawda, i właciwie nie pochodzi ode mnie - lecz od Adama.Adam był prawdopodobnie jedynym człowiekiem, który nie miał problemów. Przynajmniej ja tak sšdziłem. Wyróżniało go to, że miał po szeć palców u każdej ręki. cile zatem rzecz bioršc, był kalekš. Mój kumpel Noe, który czasami mnie odwiedzał, powtarzał to zawsze, gdy mówił o Adamie:- Facet twojej matki, ten z kalekimi rękami, otworzył mi drzwi, gdy przyszedłem...Kiedy Adam był małym dzieckiem, lekarze chcieli go zope-rować i usunšć mu obydwa małe, nadliczbowe palce. Ale połowa rodziny Adama to Cyganie, a dokładniej - Cyganie z plemienia Sinti. I babcia Adama, ta z plemienia Sinti, wyjaniła, że takie palce oznaczajš szczęcie przez całe życie i dlatego nie wolno ich operować. Toteż Adam do końca życia miał szeć palców u każdej ręki. Oprócz tego jego ręce były różnej wielkoci, lewa była większa niż prawa. Ludzie, którzy nie znali Adama, zawsze gapili się ze zdumieniem na jego dłonie, niektórzy się krzywili. Dla mnie jednak ręce Adama od dawna nie były niczym szczególnym. Potrafił nimi dobrze malować, zarówno lewš, jak i prawš. Podczas pisania mógł przełożyć ołówek z jednej ręki do drugiej i obiema pisał jednakowo dobrze. Umiał też grać na gitarze, również obiema rękami. Kiedy grywał wieczorami w knajpie. Często zabierał mnie6z sobš i grał stare cygańskie melodie, ale tylko wtedy, gdy już trochę wypił. Czasami podczas grania, w rodku melodii, przekręcał gitarę o 180 stopni i grał dalej. I mimo że struny były przecież odwrotnie ułożone, nadal grał bez trudu.Adam był najlepszym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek znałem. Kiedy pojawił się u nas po raz pierwszy, miałem pięć lat. Spotkalimy się na ulicy przed domem, w którym mieszkałem z matkš i siostrš. Siedziałem na progu i płakałem cicho, patrzšc przed siebie. Przez otwarte okno w pokoju słyszałem płacz mojej małej siostry. Miała wtedy dopiero dwa lata i siedziała zapomniana w kojcu, do którego wczeniej także mnie wsadzano.- Co ci się stało? Dlaczego ryczysz? - spytał obcy mężczyzna i zatrzymał się przede mnš.Gapiłem się na niego przestraszony. Wiem tylko, że od razu zauważyłem jego wielkš, ułomnš rękę i drugš, tę z bardzo cienkimi palcami, wyglšdajšcš jak ręka dziecka. Obie miały za dużo palców, dostrzegłem to natychmiast. Wyglšdało to nienaturalnie i nieporzšdnie. Palce tłoczyły się, jeden obok drugiego, i wydawało się, że majš za mało miejsca.Przestałem płakać i patrzałem na niego oniemiały.- No, wytrzyj sobie nos - powiedział w końcu i wycišgnšł pomiętš chusteczkę z kieszeni kurtki, po czym zwyczajnie podszedł i niezdarnie wytarł mi mokrš twarz. Następnie usiadł obok i supłajšc chusteczkę, zrobił z niej długouchego zajšca. Postawił mi go ostrożnie na kolanie i umiechnšł się. Powiedział, że ma na imię Adam, i wyjanił mi różnicę między zajšcem i królikiem. Potem opowiadał co o sarnach, jeleniach i dzikich kaczkach.- Ale moimi ulubionymi zwierzętami sš renifery - powiedział w pewnym momencie. - Znasz renifery?Potrzšsnšłem głowš.- Żyjš w Laponii. Chciałbym tam kiedy pojechać. Spojrzelimy na siebie. Siostra w pokoju na górze wcišżpłakała. Ja za nagle poczułem się bardzo dobrze. Umiechnš-7,oomnlalem, od tamtej PoiyAdambyIwsponam°kied?.???[orze[o niebkiedy pokłóćsiezmojšmatkšjŁam Paryż - h:ze to do ? JLš wież? Eiffla. Gdy stoję tam Ł do mme.Tamjest się bardzo fciiski Uwym, rozumiesz mnie, Juli?foalem głowš, nawetgdymeZupełnieroz paechal się do mnie zadowolony ??% / m' Miomplš pięci w pier. Qlwal-Wkażdym razie gdy stoję na szczycie, jestp ?, Prawdziwym królem. em k:Dopiero dużo, dużo póniej dowiedzie n^dy nie był w Paryżu. Nigdy nie stanšł ? '?' .Ze tyl nie byl królem. WlezY? bowiem Adam znikał, aby, ^ ? P^yża, w rzeczywistoci siedział w więzień ' ^u'Ťh jedenastu lat byłem mały i Szc ( 'ŤŤochranę włosy i piegi na nosie ? %łertawokolicy, dokuczał mi katar s?najsła tów. Na szczęcie nie poiawiałs "?' aler^pewnego drfaffi^pr*L5 ego perskiego kocura. Na^° ^ '%7?]? ?0,gdywpad^wi0hnr!ek poszedł i gdziekolwiek ?*? ?0?? ^ gierki. Stan* stawia?^ sPrawiały żegQd1???? i miałem kłopoty ? J,?>kic 'f^^ewanyAdamdrrn, %????'^f4 Julego-To bo Ad.łem się niepewnie do Adama i zapragnšłem, abymy zawsze mogli tak siedzieć razem w słońcu. Adam opowiadałby mi różne historyjki.- Ta, co tak płacze, to moja mała siostra - powiedziałem w końcu, ponieważ Adam zamilkł. Zapalił cienkiego, ciemnego papierosa o ostrym zapachu.- Mama z pewnociš zasnęła. Często zapada nagle w sen. Wtedy nas nie słyszy. Siedzę tu już całe popołudnie. Wiele razy dzwoniłem do drzwi, ale mi nie otworzyła.Patrzałem na Adama zmęczony. Na całej ulicy bylimy jedynymi dziećmi. W naszym domu mieszkali tylko starsi ludzie i nie lubili nas za bardzo. Wtedy nie miałem pojęcia, dlaczego, wiedziałem jedynie, że tak włanie było.Adam skinšł głowš.- I dlatego ryczałe - powiedział z umiechem i dużš, ciężkš dłoniš przesunšł mi po włosach. Bardzo szybko, lecz odczułem to wyranie.I Adam został u nas. Zaczekalimy, aż mama się obudzi. Kiedy wreszcie otworzyła drzwi, poszlimy razem na górę. Wsunšłem rękę w wielkš dłoń Adama.- Kim pan jest? Czego pan chce? Może jest pan z urzędu? - spytała matka podejrzliwie i popiesznie pocišgnęła mnie za rękę przez próg, ku sobie. Wyglšdała na zaspanš, była rozczochrana, a na policzku miała odcisk poduszki.Mimo to wieczorem siedziała w pokoju razem z Adamem, który postawił swoje buty na szafce w przedpokoju, i pili wino, a w nocy Adam spał obok mamy na rozłożonej sofie.Moja tęga, rumiana matka i szczupły, blady Adam.Od tej pory Adam był prawie zawsze.Chyba że się kłócili.Ale kiedy nie było kłótni, Adam siedział w pokoju, wszędzie czuć było zapach jego ciemnych papierosów, a podczas gdy palił, piewał piosenki, i co tydzień czesał stale sfilcowanš sierć naszej kotki angory, Kimberly. Czycił kuwetę i hodował na balkonie szczypiorek i pietruszkę, a także słoneczniki, petunie i rzeżuchę.8Jak wspomniałem, od tamtej pory Adam był z nami prawie zawsze.Znikał, kiedy pokłócił się z mojš matkš. Albo kiedy jechał do Paryża i wspinał się na wieżę Eiffla.- Kocham Paryż - mawiał często do mnie. - I kocham wielkš, dumnš wieżę Eiffla. Gdy stoję tam, na górze, cały wiat należy do mnie. Tam jest się bardzo blisko nieba, nie będšc martwym, rozumiesz mnie, Juli?Kiwałem głowš, nawet gdy niezupełnie rozumiałem, Adam za umiechał się do mnie zadowolony i poszturchiwał mnie lekko szczupłš pięciš w pier.- W każdym razie gdy stoję na szczycie, jestem królem, Juli. Prawdziwym królem.Dopiero dużo, dużo póniej dowiedziałem się, że Adam nigdy nie był w Paryżu. Nigdy nie stanšł na wieży Eiffla. Nigdy nie był królem.Kiedy bowiem Adam znikał, aby, jak mawiał, jechać do Paryża, w rzeczywistoci siedział w więzieniu.***W wieku jedenastu lat byłem mały i szczupły, miałem czarne, rozczochrane włosy i piegi na nosie. Byłem najsłabszym chłopcem w okolicy, dokuczał mi katar sienny i alergia na sierć kotów. Na szczęcie nie pojawiała się często przy Kimberly. Jednak pewnego dnia matka przywlokła skšd grubego i ospałego perskiego kocura. Nazwała go Johnny, wypłakiwała się w jego futerko, gdy wpadała w otchłań smutku. Johnny siedział wtedy bez ruchu i mruczał, a poza tym dokšdkolwiek poszedł i gdziekolwiek stanšł, pozostawiał kłębki szarej sierci.Te koty sprawiały, że godzinami kaszlałem i kichałem, oczy mi łzawiły i miałem kłopoty z oddychaniem.- Nie możesz pozwolić sobie na nowe zwierzaki, Nanni -powiedział rozgniewany Adam do mojej matki. - To nic dobrego dla Julego.Właciwie matka miała na imię Tania, i tylko Adam na-9zywał jš Nanni, tak po prostu. Od razu pierwszego wieczoru zaczšł tak do niej mówić. Mnie nazwał Juli, ponieważ włanie pierwszego lipca* zastał mnie płaczšcego przed drzwiami domu, naprawdę za mam na imię Patryk. Tylko moja mała siostra Patrycja nie otrzymała od Adama nowego imienia. Była jedynie kapryszšcym dzieckiem. W póniejszym czasie bezustannie spierała się z Adamem, a przy tym czasami on policzkował jš tak silnie, że się przewracała. Raz wybił jej w ten sposób zšb trzonowy i z jej ust wypłynš...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]