Jacek Dąbała - Ryzykowny pomysł, Zbiór
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wszystko w tej książce jest fikcyjne.
Jakiekolwiek podobieństwa są przypadkowe.
Jacek Dąbała
Jacek Dąbała
RYZYKOWNY POMYSŁ
Rozdział pierwszy
Pamiętacie Johna Travoltę w „Gorączce sobotniej nocy”?
Przystojnego i pięknego. Jestem do niego podobny. Z pewnymi
wyjątkami. Ja mam brzydką twarz i nie umiem tańczyć. Jakoś
to jednak nadrabiam. Udaję, że szybko kojarzę i często się
uśmiecham. Na szczęście niektóre kobiety to uwielbiają.
Wystarczy pomylić psią mordę z popielniczką i natychmiast
można się wprowadzać.
Jak każdy inteligentny Polak wróciłem do domu nad
ranem. Zostawiłem samochód przed domem i zmęczony
wtoczyłem się do windy. Pięć minut później włączyłem
automatyczną sekretarkę i zrobiło się przyjemnie. Najpierw
usłyszałem głos mamy, która pytała, czy przyjdę w niedzielę na
obiad. Nie przyjdę, to jasne. Potem odezwał się szef reportażu z
telewizji i zapytał, co z moim pomysłem na film. Nic. Na razie
nie ma komu go ukraść. Nagle dotarło do mnie, że trzeciego
głosu w ogóle nie rozpoznaję.
- Halo, dzień dobry. Mówi Joanna Lizucka. Ja w sprawie
guamu... Pani Marzeno, znów muszę zniknąć. Trochę mi
szkoda, bo teraz wyglądam naprawdę ekstra... Zadzwonię
później, wpadłabym się pożegnać. Do widzenia.
Jedno było jasne: pani Marzena to na pewno nie ja. Ktoś
pomylił numer i zostawił mi swój głos na pamiątkę.
Siedziałem na kanapie i bezmyślnie gapiłem się przed
siebie. Salon w moim mieszkaniu przypominał wystawę w
sklepie z meblami. Było na co popatrzeć. W rogu stały
kolumny, pod ścianą telewizor i sprzęt muzyczny, a na środku
kanapa i dwa fotele. Była jeszcze sypialnia, ale tam nie lubiłem
wchodzić bez wsparcia. Wstałem i poszedłem do lodówki. Kto
by pomyślał, że zeschnięty żółty ser może człowieka tak
zahipnotyzować? Zamknąłem lodówkę i wróciłem do automa-
tycznej sekretarki. Odsłuchałem ją jeszcze trzy razy. Nie było
wątpliwości, że pani Joanna Lizucka chciała zniknąć,
interesowała się jakimś guamem i podobno była ekstra.
Zaintrygowała mnie. Nigdy nie słyszałem o znikaniu przy
pomocy guamu. W dodatku, jak wynikało z jej słów, robiła to
nie pierwszy raz. Sprawdziłem numer, z którego dzwoniła.
Warszawski. Przynajmniej oszczędzę na kosztach połączenia.
Zasnąłem na siedząco i jak większość fajnych facetów
obudziłem się kilka minut po jedenastej.
- Dzień dobry... Pani Joanna Lizucka? Dzwonię od pani
Marzeny w sprawie guamu. Teraz pracujemy razem... -
kłamałem przebrzydłe. - Od poniedziałku przyjmujemy w
nowym miejscu. Tak, tak, w nowym... Przy Alejach
Jerozolimskich niedaleko „Reduty”... Budynek dopiero oddali i
nie ma jeszcze numeru. Pani Marzena prosiła, żebym się z
panią umówił przy wejściu do „Reduty” i pokazał drogę...
Dzisiaj o trzynastej odpowiada pani?
Odpowiadało. Pani Lizucka nie nabrała żadnych podejrzeń.
Byliśmy umówieni. Moja mama nie po chwaliłaby mnie za to
kłamstwo Cóż, podobno dobry dziennikarz nie powinien mieć
wyrzutów sumienia. A ja chciałem być dobrym dziennikarzem.
Kto mógł wtedy przypuszczać, że wziąłem sobie na głowę ciężar
większy niż prezydent Stanów Zjednoczonych
Wykąpałem się, ogoliłem, założyłem garnitur w miedziane
paski i udałem się na śniadanie do pobliskiego hotelu. Gdyby
ktoś pytał, to zawsze noszę garnitury i krawaty. Na wszelki
wypadek. Nigdy nie wiadomo, kiedy do człowieka uśmiechnie
się szczęście. W hotelowej toalecie wypłukałem zęby, poprawi-
łem włosy i zrobiłem kilka min do lustra. W samochodzie
spryskałem się ładnym zapachem i ruszyłem na spotkanie z
panią Lizucką. Warszawa o tej porze wydawała się
wielkomiejska i do wzięcia. Jak panna lub rozwódka.
Jeżeli kobieta mówi o sobie, że jest ekstra, to zwykle mogą
być trzy możliwości: albo naprawdę taka jest, albo wyszła od
psychoterapeuty, albo po prostu kłamie. Pani Lizucka nie
mieściła się w żadnej z możliwości - była tak piękna, że słowo
„ekstra” wydawało się przy niej nie na miejscu. Od razu ją
zlokalizowałem. Wysoka, szczupła, z uwodzicielsko rozwianymi
rudymi włosami. Żywa reklama zmysłowości. I te usta. Istne
czerwone maliny. Stała przy wejściu do „Reduty” i wyraźnie
próbowała mnie odnaleźć wzrokiem. Nie było to możliwe.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]