Jacek Mróz Pan Samochodzik i baszta nietoperzy, Książki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jacek Mróz
PAN SAMOCHODZIK
I...
WSTĘP
O świcie piątego stycznia 1945 roku, na zaśnieżonym podwórcu przed pałacem
w Ahorndorfie stała kolumna ciężarówek z zapalonymi silnikami; było ich
dwanaście. Tuż przed otwartą na oścież, ozdobną bramą stał wojskowy
motocykl BMW z koszem, a za jego kierownicą, ozdobioną sztywnym
proporczykiem Waffen-SS, siedział żołnierz w stalowym hełmie z okularami,
okutany w obszerny kożuch i grube rękawice. Miejsce za nim nie było zajęte,
jak również w koszu, gdzie z przodu zamocowano karabin maszynowy; teraz
ze sterczącą lufą skierowaną w mroźne, blade niebo.
W tej kolumnie wojskowej tylko dwie ciężarówki nie były załadowane; stały z
otwartymi z tyłu brezentami. Resztę samochodów zakrywały pokrowce
solidnie zasznurowane, a kierowcy utrzymywali jałowy bieg motorów.
Gdyby nie ten jednostajny warkot silników i kłęby spalin wydobywających się
z rur wydechowych ciężarówek, zdawałoby się, że świt nadejdzie beztrosko jak
co dzień. Ale w tym mroźnym powietrzu wyczuwało się napięcie, jakieś
zniecierpliwienie i pośpiech. Gdyby ktoś uważnie wsłuchał się w poranne
odgłosy otaczające pałac, zasypany śniegiem park czy opuszczone i
pootwierane na oścież zabudowania gospodarcze, usłyszałby dalekie echa
wybuchów i głębokie dudnienie ciężkich dział artyleryjskich, dochodzące z
północnego wschodu - kierunku wschodzącego słońca.
Kiedy wybiła siódma, otworzyło się ciężkie skrzydło wejściowych drzwi i z
pałacu wyszli dwaj mężczyźni. Jeden, ubrany po cywilnemu, w kożuchu i
bobrowej czapce, trzymał w ręku obszerny neseser. Drugi był w mundurze
oficera SS, również w kożuchu, tyle że na głowie miał stalowy hełm, a przez
lewe ramię zwisała mu obszerna raportówka; w dłoni trzymał pistolet.
Starszy pan odwrócił się i zamknął za sobą skrzydło drzwi pałacu, a klucz
włożył za pazuchę kożucha.
Oficer zszedł z obszernego podestu, skręcił w lewo i wyszedł poza narożnik
pałacu, którego wysmukłe, pseudogotyckie olana kryły się za drewnianymi,
ozdobnymi okiennicami. Po chwili marszu stanął, podniósł rękę trzymającą
pistolet i wystrzelił w niebo...
Nagle, w kilkusekundowych odstępach, nastąpiły dwa wybuchy; to
pseudogotycka baszta, stojąca wzdłuż muru okalającego park i pałac, rozpadła
się tak dziwnie, ze tylko wieżyczka uniosła się nieco i zapadła w czeluść
własnego wnętrza. Drugi wybuch spowodował, że ponad park uniosło się z
wielkim krakaniem stado czarnych wron i kruków, i zaczęło krążyć
zdezorientowane nad wzbijającąsię w niebo śnieżną chmurę pyłu...
Cywil w tym czasie, nawet się nie oglądając, podszedł do szoferki ciężarówki
stojącej gdzieś w połowie kolumny i wszedł do środka, zatrzaskując za sobą
drzwi. Bo chwili rozległ się tupot żołnierskich butów i kilkunastu doskonale
uzbrojonych żołnierzy Waffen-SS, wysypało się spoza pałacu i wskoczyło do
pustych ciężarówek.
Oficer zaś, krzycząc: „loss", „loss" na swoich podkomendnych, również
podszedł energicznie do wojskowej ciężarówki stojącej za motocyklem i
zatrzaskując drzwi szoferki, dał znak ręką do wyjazdu kolumny wozów.
A kiedy kolumna ciężarówek przejechała bez pośpiechu przez wieś i skręciła
na zawianą śniegiem drogę w kierunku Lobau, znowu można było usłyszeć w
ciszy poranka dalekie echa wybuchów i huk artylerii - to nadciągał ze
wschodzącym słońcem 2. Front Białoruski, którego wojskami dowodził
marszałek Konstanty Rokossowski...
ROZDZIAŁ PIERWSZY
NIEOCZEKIWANY TELEGRAM • NICI Z URLOPU W RYMA-
NOWIE • LIST ARCHITEKTA • WYPRAWA DO KLOCOWA CZY
NA BITWĘ POD GRUNWALDEM • BRĄZOWOSKÓRY
W sekretariacie Ministerstwa Kultury i Sztuki, jak co dzień, czekało na mnie
kilka reklamowych druków, jeden zwyczajny list w niebieskiej kopercie oraz
jakiś telegram. Ten telegram był właściwie adresowany do pana Tomasza, ale
wręczyła mi go sekretarka, panna Monika, uśmiechając się do mnie lśniącymi,
białymi zębami:
- Panie Pawle, ten telegram jest dla pańskiego szefa, ale ponieważ nagle
wyjechał, więc przekazuję go panu.
-Ach tak - westchnąłem. - Pan Tomasz wyjechał? -Właśnie przed chwileczką
telefonował, że dzisiaj go nie będzie, jest bowiem w drodze do Olsztyna...
— Do Olsztyna? — zdziwiłem się.
- Tak. Wyjechał świtem do Olsztyna. A ten telegram ma panu wszystko
wyjaśnić.
— A niech to — burknąłem do siebie. — Pan Tomasz miał mi podpisać kartę
urlopową...
Byłem wściekle zawiedziony, jako ze szykowałem się na dwutygodniową
wędrówkę po okolicach Rymanowa z pewnym Mistrzem Pędzla, który mnie o
to bardzo prosił. Miał zamówienie na obrazy z tej części Bieszczad, a nie miał
kompana do towarzystwa.
-Rzeczywiście, pan Tomasz wspomniał o pańskim urlopie. Ale niech pan to
rozważy...
W oczach panny Moniki dostrzegłem jakby maleńkie iskierki złośliwości, sama
bowiem również nie mogła pójść na urlop, ponieważ jej koleżanka z
sąsiedniego departamentu chorowała i nie miał ją kto zastąpić.
-Oczywiście, rozważę!
Zabrałem korespondencję do swego pokoju. Reklamowe druczki wrzuciłem do
kosza, a następnie sadowiąc się za biurkiem przed komputerem, rozerwałem
telegram:
Drogi Tomaszu, właśnie zaczyna się remont Baszty Nietoperzy w Klo-nowie.
*
Pańska obecność albo kogoś innego byłaby wskazana Zabielski. Komenda
Wojewódzka Policji w Olsztynie
Byłem zdezorientowany. Jaka baszta? Jakie Klonowo? Kto to ten Zabielski z
Komendy Wojewódzkiej Policji w Olsztynie?
Sięgnąłem po niebieską kopertę. Z tyłu widniał podpis:
Krzysztof Artawiński z
Gdańska.
Trochę mi ulżyło, kiedy przypomniałem sobie mego kolegę ze studiów. On
studiował architekturę, ale przez ostatnie dwa lata mieszkaliśmy w jednym
pokoju w akademiku.
Rozerwałem niebieską kopertę i zacząłem czytać:
Witaj, detektywie Pawle!
Dawno nie mieliśmy kontaktu ze sobą, a taki wkrótce się nadarzy. Otóż, nasza
firma (jestem współudziałowcem) wygrała przetarg na zakończenie odbudowy
pałacu w Klonowie koło Lubawy. Będę tam kilka miesięcy Zaczynamy od lipca.
Kwatery prywatne przygotowane, jest nawet pokój dla warszawiaka, który
pracuje w Ministerstwie Kultury i Sztuki W Klonowie również mogą być
ciekawostki tego typu, za którymi gonisz nie tylko po Polsce! Trzeciego lipca
mam spotkanie w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Olsztynie. Myślę, ze to
spotkanie również dotyczy Ciebie, więc w ciemno zapraszam do Olsztyna, a
następnie do Klonowa
Twój Krzysztof- architekt wykonawca
Uff...
Moje chwilowe zdenerwowanie powoli ustępowało. Zdaje się że znowu
zaczyna się przygoda. Należało tylko teraz przekonać malarza do przesunięcia
terminu jego malarskich peregrynacji po okolicach Rymanowa i wyjechać jutro
do Olsztyna na spotkanie z Krzysztofem i policjantem Zabielskim.
Wtem zadzwonił telefon. W słuchawce usłyszałem głos pana Tomasza:
- Zawiedziony? - zapytał, jakby wiedział intuicyjnie o moim niewesołym stanie
ducha.
* Nazwa miejscowości została zmieniona na prośbę nowego właściciela pałacu.
-Nieee -jąkałem się. - Chyba nie. Mój urlop trochę poczeka, a przy okazji uda
mi się zdążyć na bitwę pod Grunwaldem - odparłem uszczypliwie.
-Na bitwę pod Grunwaldem? - szef był zdezorientowany.
Ucieszyłem się z tego w duchu, bo dodałem:
- No, na bitwę, która ma się odbyć 15 lipca, a mają przybyć na nią
najzacniejsze poczty rycerskie z całej Europy, zaproszone przez wielkiego
mistrza zakonu krzyżackiego Ulryka von Jungingena, aby pognębić dzikich
Słowian i Litwinów Władysława Jagiełły i Witolda - trąjkotalem złośliwie
wyuczoną lekcję z historii średniowiecza.
W słuchawce usłyszałem śmiech pana Tomasza.
- Brawo, brawo. Jeden zero dla ciebie. Zawsze wierzyłem w twoje zdolności w
naukach historycznych. Ale o bitwie pod Grunwaldem naprawdę
zapomniałem...
- Doprawdy? - upewniłem się.
- Tak - odpowiedział i zaraz dodał: - Więc nie masz żalu o ten urlop, prawda?
-Nie, panie Tomaszu. Tym bardziej, że dostałem również list od kolegi,
architekta, który wspomina o Klonowie, jak i o mającej się odbyć rozmowie u
jakiegoś Zabielskiego w komendzie policji w Olsztynie...
- Podinspektora Zabielskiego - przerwał mi pan Tomasz. - Właśnie siedzę w
jego gabinecie i rozmawiamy na interesujące nas tematy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]