Jana Frey -w Ciemności,

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
JANA FREYW CIEMNOCIPrawdziwa historia LeoniiTytuł oryginałuDer verlorene Blick: Leonies Geschichte; Ein Mädchen erblindetPROLOGLeonia jest ładna. Kiedy widzę jš po raz pierwszy, mamy za sobš już trzy nieudanepróby spotkania, gdyż dziewczyna za każdym razem w ostatniej chwili je odwoływała.Jednak tym razem nie uczyniła tego i umówiłymy się we włoskiej lodziarni w centrummiasta.Gdy wchodzę do rodka, Leonia już na mnie czeka. Od razu jš zauważam. Siedzi samaprzy jednym z małych stolików barowych, opierajšc podbródek na dłoniach. Wyglšda tak,jakby obserwowała grupę dzieci i młodzieży, pędzšcš na deskorolkach i rolkach zatłoczonymichodnikami.Włosy Leonii sš obcięte na jeżyka i ufarbowane na jasny blond. Na nosie widniejekilka piegów, a oczy zasłaniajš okulary przeciwsłoneczne w stylu facetów z Blues - Brothers.Paznokcie ma pomalowane na zielono i nosi starš, spranš kurtkę dżinsowš z wysokopodwiniętymi rękawami. Z lewego ucha dziewczyny zwisa kolczyk przedstawiajšcy figurkęBarta Simpsona, a w prawym widnieje rzšd pięciu małych kolczyków ze srebra, tzw. wkrętek.Mimo to trudno nie zauważyć, że Leonia jest niewidoma. O jej krzesło oparta jestbiała laska, a na ramionach, nad podwiniętymi rękawami kurtki ma żółte opaski z trzemaczarnymi punktami, które razem tworzš trójkšt.Spóniłam się kilka minut, ponieważ przyjechałam samochodem i długo szukałammiejsca na parkingu.Podchodzšc do stolika, przy którym siedzi Leonia, widzę, jak prawš rękš otwiera blatswojego kolorowego zegarka i opuszkami palców błyskawicznie dotyka tarczy ze wskazówkami.- Czeć, Leoniu! - witam się i przepraszam za spónienie.- Czeć - odpowiada, obracajšc głowę w mojš stronę i posyłajšc mi umiech.Siadam, a dziewczyna wydaje się w milczeniu mnie lustrować. Nagle zdejmuje swojeciemne okulary i zawiesza je za dekolt T - shirtu.- Noszę je nie tylko dlatego, że jestem niewidoma - wyjania. - To znaczy, nosiłam jejuż przedtem. Mój brat przywiózł mi je z Ameryki, był tam w ramach szkolnej wymiany.Wzdycha.Przyglšdam się jej ładnej, bladej, poważnej twarzy. Ma niezwykle długie, proste rzęsy.Jej powieki mrugajš i wydajš się bardzo delikatne.- Dziwne, że mylę o moim starszym bracie - kontynuuje Leonia i znów wzdycha.- Dlaczego ? - pytam.Dziewczyna marszczy czoło i milczy przez chwilę. - Ma na imię Siemen - mówi wkońcu. - I jest ode mnie dwa lata starszy. Wczeniej doć często się kłócilimy, choćoczywicie rozumielimy się też dobrze, nawet bardzo dobrze. Siemen zawsze był dla mnieważny - ale teraz, dziwnym trafem, on jest pierwszš osobš, której twarzy nie potrafię sobiedokładnie przypomnieć.Leonia, zatopiona w mylach, bębni palcami po blacie małego stolika. - Tonastępowało stopniowo, niezauważalnie. Zorientowałam się, że wspomnienie jego twarzycoraz bardziej i bardziej oddala się. To było straszne. Straszne, bo, kiedy ten proces raz sięzaczšł, nie można już było go zatrzymać.Leonia bez trudu sięga po swojš szklankę z colš i wypija łyk. - Na szczęcie mam wgłowie jeszcze twarze moich rodziców i małego braciszka. Nazywa się Grischa i ma dopierosiedem lat.Leonia jest niewidoma od dwóch lat. W cišgu następnych tygodni opowiada mi oswoim życiu. Nasze rozmowy zawsze nagrywam na małym magnetofonie, robišc kopię każdejgotowej tamy dla Leonii.- Przeszłam przez piekło. Wtedy - wspomina. - Kiedy to się stało i wszystko do mniedotarło, wolałam umrzeć niż żyć jako niewidoma. Byłam załamana, przerażona i wciekła.Mylałam wówczas, że wszystko się skończyło, a moje życie legio w gruzach.Dziewczyna milknie na długo, a ja w poprzednich tygodniach poznałam jš na tyle, bywiedzieć, że w takich chwilach nie ma sensu zadawać jej kolejnych pytań.Kilka dni póniej dzwoni do mnie i mówi, że na nasze następne spotkanie, zamiast jakzwykle w lodziarni lub w pizzerii na jej ulicy, chce się umówić w nowym domu kultury, niedalekodworca.- Siemen mnie przyprowadzi - wyjania. - W piwnicy domu kultury jest małakawiarenka. Tam się spotkajmy. Kawiarnia nazywa się Ciemnoć. Pracuje w niej mój staryprzyjaciel.Tak więc kilka dni póniej spotykamy się w piwnicy nowego domu kultury przedwejciem do Ciemnoci.Do kawiarni wchodzi się przez czarnš jak smoła kurtynę z aksamitu. Za niš znajdujesię następna czarna kurtyna, ciężka i nieprzenikniona, a dalej widnieje długi czarny korytarz,na który, nie wiadomo skšd, pada smuga wiatła. Na końcu tego przejcia, którym niepewnieidę, czeka mnie mroczna nicoć.Czuję się doć bezradnie, kiedy zauważam, że znika ciemna ciana, mójdotychczasowy punkt orientacyjny.- Tutaj jest wolny stolik - w tej samej chwili odzywa się spokojnie Leonia, cišgnšcmnie za rękaw kurtki. - Chod, usišdmy...Wokół nas słyszę kilka pojedynczych głosów, czuję słaby zapach dymu papierosowego,a z oddali dociera cicho American Pie Madonny, zupełnie jak w zwyczajnym lokalu.- Czego się napijecie? - pyta zaraz męski głos, brzmišcy bardzo młodo, który dobieganiezauważenie z ciemnoci.Leonia zamawia, jak zwykłe, colę, ja proszę o herbatę.- Jak ci się tu podoba ? - dopytuje, kiedy nasze napoje stojš już przed nami w zupełnejciemnoci.- Jest dziwnie i troszeczkę nieswojo - mówię i szukam po omacku na niewidzialnymstole niewidzialnej cukierniczki.Przy tym lekko szturcham niewidzialnš szklankę z colš Leonii i zaraz potemniewidzialnš popielniczkę.- Dla mnie jest tutaj tak samo jak wszędzie - odzywa się dziewczyna.Potem znowu milknie, ja również nic nie mówię. Słuchamy muzyki.- Teraz już jako pogodziłam się z tym, że nie widzę - mówi Leonia. - Ale nadal jest miz tym ciężko. Czasami czuję się bardzo samotna i wtedy rozpaczliwie tęsknię za wiatłem. Zawiatłem, za słońcem, za kolorami. Za błękitem nieba wiosnš, za złotem słoneczników latem,za zieleniš trawy i tak dalej. Kiedy byłam jeszcze mała, spędzilimy kilka razy wakacje wDanii. Wyranie pamiętam skłębione szare chmury, które wtedy pędziły po niebie; skłębione,szare, postrzępione chmury. Chętnie bym je znów zobaczyła...1To było wiosnš, dwa lata temu. Zrobiłam wtedy parę rzeczy, których właciwie niewolno mi było robić.Zaczęło się od tego, że mój tato pod koniec lutego oznajmił, że marzec i kwiecieńspędzi w Australii. Marzec zamierzał przepracować, a kwiecień mieć wolny. Mój tato ma naimię Ben i jest dyplomowanym psychologiem. Opiekował się wtedy od czasu do czasuobozem na obrzeżach Melbourne, w którym z dala od złych wpływów resocjalizowanotrudnš, notowanš już przez policję młodzież z Niemiec. W programie były kursy jedziectwa,nurkowania, żeglowania i temu podobne rzeczy. No i włanie także grupowe zajęciaterapeutyczne, podczas których wychowankowie mogli pogadać z psychologiem o swoichproblemach. Te rozmowy prowadził wtedy między innymi mój tato. A w kwietniu (tak namprzynajmniej powiedział) sam chciał zaznać trochę wolnoci i zaliczyć kurs nurkowania.Może nawet wyrobić kartę żeglarskš jak jego podopieczni. Tylko że on jeszcze nigdy niepopełnił żadnego przestępstwa. No i nie zamierzał zostać na przedmieciach Melbourne, tylkoudać się w podróż po Australii, gdzie go oczy poniosš.Siemen i ja zgodnie przy klasnęlimy planom taty. W końcu od małego bylimyprzyzwyczajeni do tego, że ojciec częciej przebywa poza domem niż w domu.I tak na poczštku marca tato spakował swoje rzeczy i całš rodzinš odwielimy go nalotnisko.- No to do zobaczenia za jakie osiem tygodni, moi rozbójnicy - powiedział jeszcze,zanim przeszedł przez barierkę prowadzšcš do bramki wylotów. Ucisnšł nas po kolei,zresztš nie trwało to długo. W naszej w rodzinie nikt specjalnie nie okazywał uczuć. - Nieróbcie żadnych głupstw, zanim nie wrócę. Zrozumiano?Kiwnęlimy zgodnie głowami, Siemen, Grischa i ja, przy czym Siemen przewróciłtrochę nerwowo oczyma.- Ale kiedy pójdę do szkoły, to już na pewno będziesz z powrotem? - Grischa zapytałna koniec nieufnie.- Masz to jak w banku - powiedział tato i tym razem Siemen wprawdzie nie przewróciłoczyma, za to rzucił krótkie znaczšce spojrzenie, chcšc dać do zrozumienia, że przecieżwszyscy wiemy, ile znaczš obietnice ojca.Dopiero na samym końcu tato zwrócił się do mamy.- Na razie, najdroższa - powiedział, umiechnšł się i palcem delikatnie pstryknšłmamę kilka razy w piegowaty nos. - Pilnuj dobrze naszego bezcennego potomstwa...- Tak dobrze jak zawsze - odparła mama. Jest Angielkš i tancerkš. Jest bardzo smukła,piegowata i ma bardzo bladš cerę, ale też i piękne zielone oczy z długimi, jedwabistymi rzęsami.Zawsze pachnie trochę mieszankš mięty pieprzowej i lawendy, bo cišgle ssie pastylkimiętowe, a do mycia używa wyłšcznie angielskiego mydła lawendowego, które regularnieprzysyła jej mój angielski dziadek. Moja angielska babcia zmarła już kilka lat temu.Kiedy pożegnalimy tatę, skierowalimy się w stronę parkingu, na którymzostawilimy samochód.- Moglibymy wejć na wieżę widokowš i zobaczyć, jak odlatuje samolot taty -zaproponował Siemen. - Co o tym mylisz, młody Einsteinie?Tak nazywał Grischę.Jednak braciszek nic nie mylał. Chciał wrócić do domu, do swoich skrzypiec. Grischagrał na nich jak szalony i miał już na swoim koncie wiele nagród i wyróżnień. Jego celembyło zostać wiatowej sławy skrzypkiem. I, jak uważał jego nauczyciel, malutki,pomarszczony Rosjanin, który - szczerze mówišc - był już o wiele za stary, żeby uczyć (liczyłponad dziewięćdziesištkę), Grischa powinien osišgnšć ten cel bez trudu. Mój młodszy brat wogóle jest szczególnym dzieckiem, dlatego w rodzinie nazywamy go młodym Einsteinem.Gdy miał szeć miesięcy, nauczył się biegać. A kiedy skończył roczek, potrafił już mówić. Wwieku dwu i pół roku obsługiwał nasz magnetowid lepiej niż ja czy Siemen. Jako trzylatekumiał płynnie czytać i na własne ż... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • red-hacjenda.opx.pl