Jane Austin - Rozważna i romantyczna, książki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jane Austen
Rozważna i romantyczna
Tłumaczył Michał Filipczuk
Wydawnictwo Zielona Sowa Kraków 2003
Tytuł oryginału: Sense and Sensibility
Projekt serii: Sewer Salamon
Projekt i opracowanie graficzne okładki: Jolanta Szczurek
Skład i łamanie: Edyta Brodawka Teresa Krochmal
Redaktor: Marta Stęplewska
Na okładce wykorzystano fragment obrazu Jacquesa-Louisa Davida Madame
RecamierO 800)
li-\l ¦ copyriyjil h) Wydawnictwo Zielona Sowa Sp. Z O.O., Kraków 2003 Ali riglits
reserved.
ISBN 83-7.189-397-0
Wyd.twnii lnu / uli mi Sowa Sp. Z O.O.
ROZDZIAŁ I
rodzina Dashwoodów z dawna już osiedlona była w Sussex. Posiadłość ich była rozległa,
dwór zaś położony był w Norland Park, w samym środku owej posiadłości, którą
zamieszkiwali od wielu pokoleń, ciesząc się wśród mieszkańców nieposzlakowaną opinią
dzięki swym przykładnym obyczajom. Ostatnim właścicielem majątku był stary kawaler,
który dożył podeszłego wieku i który przez szereg lat miał wierną towarzyszkę i zarazem
gospodynię w osobie swej siostry. Jednakże jej śmierć, poprzedzająca o lat dziesięć jego
własną, była przyczyną wielu zmian w życiu starca, pragnąc bowiem zapełnić pustkę po
owej stracie, sprowadził do domu rodzinę siostrzeńca, Henry'ego Dashwooda,
prawowitego dziedzica majątku Norland, któremu włości te zamierzał zapisać w spadku.
W towarzystwie siostrzeńca, siostrzenicy i ich dzieci, stary jegomość w spokoju dożywał
swych dni. Jego przywiązanie do nich rosło. Rodzina stawała mu się coraz bliższa.
Niesłabnąca gorliwość w spełnianiu zachcianek starego człowieka, płynąca nie tylko z
interesowności, lecz również z dobroci serca, zapewniała mu wszelkie wygody, jakich
może zaznać osoba w podeszłym wieku; a wesołość dzieci nadała uroku jego
egzystencji.
Henry Dashwood z poprzedniego małżeństwa miał syna, zaś ze swą obecną żoną - trzy
córki. Przyszłość syna, spokojnego, poważnego młodego człowieka, była zapewniona
dzięki majątkowi matki, który był pokaźny i którego połową mógł on zarządzać,
osiągnąwszy pełnoletność. Jego własne małżeństwo, zawarte wkrótce potem,
pomnożyło jeszcze ten majątek. Toteż odziedziczenie posiadłości w Norland1 nie miało
dlań aż takiego znaczenia, jakie miało dla jego sióstr, których majątek - pomijając dobra
mogące przypaść im w udziale dzięki odziedziczeniu przez ich ojca posiadłości w
Norland - był dość nieznaczny. Matka nie miała nic, ojciec zaś dysponował jedynie
1
siedmioma tysiącami funtów, gdyż połowa bogactw jego pierwszej żony również
przypadła ich dziecku. Mąż otrzymał jedynie dożywotnią rentę.
Stary jegomość zmarł i odczytano jego testament, który — tak jak każdy testament -
jednym sprawił zawód, a innym radość. Zmarły nie okazał się
Dziedziczenie posiadłości... - w ówczesnej Anglii obowiązywało prawo, w myśl którego
posiadłość po śmierci ojca przechodziła na syna pierworodnego, zaś w przypadku braku
synów, scheda przypadała w udziale najbliższemu męskiemu krewnemu, np.
siostrzeńcowi, wujowi itp. Autorka powieści wielokrotnie w swoich utworach porusza
problematykę związaną z tym prawem, zwłaszcza zaś dramat pozbawionych środków do
życia kobiet, po śmierci męża lub ojca zdanych na łaskę rodziny.
więc dawał ową obietnicę ojcu, zamierzał powiększyć majątek siós~tr> BŻdej tysiąc
funtów. Był wówczas naprawdę przekonany, że staac gest. Widoki na cztery tysiące
funtów rocznie, nie licząc jego obe' liodu i przypadającej mu połowy majątku matki
rozpaliły sprawiając, że zaczął wierzyć we własną hojność. Właśnie mcc funtów; to
będzie akt piękny i wielkoduszny! Trzy tysiące ¦nic dużo, by w zupełności je zadowolić.
Trzy tysiące funtów! Bez trudu uda się zaoszczędzić taką sumę. Myślał o tym przez ca3y
iiin przez wiele dni kolejnych i nie żałował swej decyzji. II n umilkły pogrzebowe dzwony,
żona Johna Dashwooda, nie zs-¦ 'i -ii- trudu powiadomienia teściowej o swym zamiarze,
wrazzdziec-b;| przybyła do majątku męża. Nikt nie mógł odmówić jej prawa d° gdyż dom
przechodził na własność syna z chwilą śmierci ojca -~ i niedelikatność jej zachowania
stawała się tym bardziej oczywista Ila i >soby będącej w położeniu pani Dashwood i
obdarzonej zupełiiie i/liwością, musiała być czymś bardzo przykrym. Pani Dashwood il;i
na punkcie honoru, a jej wielkoduszność była tak przesycona ni ni, że każda podobna
zniewaga, bez względu na to, kto się jej budzała w niej bezgraniczną odrazę. Żona
Johna Dashwooda tli" ilubienicąrodziny męża, ale nigdy dotąd nie miała sposobności cm
i wobec, jak bardzo w swych działaniach lekceważy uczucia nawet gdy okoliczności
domagają się, by je uszanowała, i we zachowanie Fanny pani Dashwood odczuła tak
boleśnie i swej synowej pogardę tak wielką, że po jej przybyciu goto\*^ :c opuścić dom
pasierba męża, gdyby nie nalegania jej najsta*"" l tórc skłoniły ją do uprzedniego
rozważenia stosowności wyjaZ-lie miłość, jaką darzyła swe córki, która to kazała jej
zostać na liej zaś, również przez wzgląd na córki — uniknąć zerwania z ich
i / córek, Elinor, której nalegania okazały się tak skuteczni,
il.i intelektu i trafność osądu, które sprawiały, że choć miała zale-
i naście lat, już była doradczynią matki, nierzadko też - i ku ogól-
poskramiała zapalczywość pani Dashwood, która niechybnie
owadzie do jakichś nierozważnych czynów. Miała też wielkie
lana i uczuciowa, chociaż potrafiła zapanować nad swymi uczU-
i tO umiejętność jej matka dopiero musiała zdobywać, a której
I linor postanowiła nie opanować nigdy.
l u i.uinc pod wieloma względami dorównywały zaletom Elinof.
/liwa i inteligentna, we wszystkim jednak przejawiała irr>
tlie znała umiaru ani w smutku, ani w radości. Była wielkodusZ-
2
człowiekiem ani tak niesprawiedliwym, ani aż takim niewdzięcznikiem, żeby zupełnie
wydziedziczyć siostrzeńca, jednakże zapisał mu posiadłość na takich warunkach, że
uszczupliły one wartość spadku o połowę. Pan Dashwood liczył na ów spadek raczej
przez wzgląd na żonę i córki niż z myślą o sobie czy o swoim synu; a przecież na tego
właśnie syna oraz wnuka, czteroletniego malca, majątek scedowany został w taki
sposób, że samemu siostrzeńcowi nie pozostawiał możliwości przekazania córkom
części dochodów z posiadłości albo ze sprzedaży któregoś z cennych lasów
znajdujących się na jej terenie, uniemożliwiając tym samym zabezpieczenie ich
przyszłości. Całość majątku zamrożona została z myślą o korzyściach dziecka, które w
czasie sporadycznych wizyt, jakie składało w Norland z matką i ojcem, zaskarbiło sobie
tyle uczuć wuja - dzięki zaletom, które u dwu- czy trzyletnich dzieci nie są niczym
niezwykłym, a mianowicie: błędnej wymowie, niezłomności woli, by zawsze postawić na
swoim, wielu zmyślnym sztuczkom, niezwykłej hałaśliwości -że z łatwością zepchnęło w
cień wszystkie te lata, podczas, których nad starcem roztaczały opiekę żona siostrzeńca
i jej córki. Stary nie chciał jednak okazać się człowiekiem zupełnie nieczułym i w dowód
swych uczuć, jakie żywił dla trzech dziewcząt, każdej z nich zostawił w spadku tysiąc
funtów.
Gorycz pana Dashwooda była z początku ogromna. Będąc jednak z natury człekiem
wesołym i pogodnym, mógł oczekiwać, że żyć będzie jeszcze długie lata i że
gospodarując oszczędnie, zdoła odłożyć pokaźną sumę z dochodu, jaki przynosiła już i
tak spora posiadłość; dochodu mogącego w każdej chwili wzrosnąć. Wszelako ów
opieszale rosnący majątek należał do niego tylko przez rok - o tyle bowiem przeżył wuja -
i dziesięć tysięcy funtów było wszystkim, co przy uwzględnieniu ostatnich zapisów w
testamencie pozostało wdowie i jej córkom.
Gdy tylko stwierdzono, że pan Dashwood jest umierający, posłano po jego syna, któremu
ten z całą mocą i żarliwością, na jakie pozwalał mu jego stan, powierzył opiekę nad
macochą i siostrami.
John Dashwood nie darzył wielkim uczuciem reszty rodziny, poruszyły go jednak
okoliczności ojcowskiego napomnienia i obiecał uczynić dla ich wsparcia wszystko co w
jego mocy.
Nie był to człowiek zły, jeśli oziębłość uczuć i pewna doza samolubstwa nie świadczy o
tym, że się jest złym człowiekiem, toteż na ogół go poważano, ponieważ prowadził się
przyzwoicie i wywiązywał ze swoich obowiązków. Gdyby się ożenił z odpowiednią
kobietą, mogłoby mu to przysporzyć jeszcze większego poważania, może nawet sam
stałby się człekiem sympatycznym, ożenił się jednak w bardzo młodym wieku i bardzo
kochał swoją żonę - istną karykaturę siebie samego - osobę jeszcze bardziej niż on
ograniczoną i samolubną.
Kiedy więc dawał ową obietnicę ojcu, zamierzał powiększyć majątek sióstr, darowując
każdej tysiąc funtów. Był wówczas naprawdę przekonany, że stać go na taki gest. Widoki
na cztery tysiące funtów rocznie, nie licząc jego obecnego dochodu i przypadającej mu
połowy majątku matki rozpaliły płomyk w jego sercu, sprawiając, że zaczął wierzyć we
własną hojność. Właśnie tak, da im trzy tysiące funtów; to będzie akt piękny i
wielkoduszny! Trzy tysiące to dostatecznie dużo, by w zupełności je zadowolić. Trzy
3
tysiące funtów! Bez większego trudu uda się zaoszczędzić taką sumę. Myślał o tym
przez cały dzień, a potem przez wiele dni kolejnych i nie żałował swej decyzji.
Gdy tylko umilkły pogrzebowe dzwony, żona Johna Dashwooda, nie zadawszy sobie
trudu powiadomienia teściowej o swym zamiarze, wraz z dzieckiem i służbą przybyła do
majątku męża. Nikt nie mógł odmówić jej prawa do przybycia - gdyż dom przechodził na
własność syna z chwilą śmierci ojca -a jednak niedelikatność jej zachowania stawała się
tym bardziej oczywista i nawet dla osoby będącej w położeniu pani Dashwood i
obdarzonej zupełnie przeciętną wrażliwością, musiała być czymś bardzo przykrym. Pani
Dashwood była tak czuła na punkcie honoru, a jej wielkoduszność była tak przesycona
romantyzmem, że każda podobna zniewaga, bez względu na to, kto się jej dopuścił,
wzbudzała w niej bezgraniczną odrazę. Żona Johna Dashwooda nigdy nie byłą
ulubienicą rodziny męża, ale nigdy dotąd nie miała sposobności okazania wszem i
wobec, jak bardzo w swych działaniach lekceważy uczucia innych osób, nawet gdy
okoliczności domagają się, by je uszanowała.
Niewłaściwe zachowanie Fanny pani Dashwood odczuła tak boleśnie i powzięła dla swej
synowej pogardę tak wielką, że po jej przybyciu gotowa była na zawsze opuścić dom
pasierba męża, gdyby nie nalegania jej najstarszej córki, które skłoniły ją do uprzedniego
rozważenia stosowności wyjazdu, i gdyby nie miłość, jaką darzyła swe córki, która to
kazała jej zostać na miejscu, później zaś, również przez wzgląd na córki - uniknąć
zerwania z ich bratem.
Najstarszą z córek, Elinor, której nalegania okazały się tak skuteczne, cechowała siła
intelektu i trafność osądu, które sprawiały, że choć miała zaledwie dziewiętnaście lat, już
była doradczynią matki, nierzadko też - i ku ogólnej korzyści - poskramiała zapalczywość
pani Dashwood, która niechybnie musiałaby prowadzić do jakichś nierozważnych
czynów. Miała też wielkie serce; była oddana i uczuciowa, chociaż potrafiła zapanować
nad swymi uczuciami, którą to umiejętność jej matka dopiero musiała zdobywać, a której
jedna z sióstr Elinor postanowiła nie opanować nigdy.
Zalety Mariannę pod wieloma względami dorównywały zaletom Elinor. Była bowiem
wrażliwa i inteligentna, we wszystkim jednak przejawiała im-pulsywność; nie znała
umiaru ani w smutku, ani w radości. Była wielkodusz-
na, miła, interesująca i miała wszystkie zalety, z wyjątkiem roztropności. Jej
podobieństwo do matki było naprawdę uderzające.
Elinor niepokoiła ta wybujała uczuciowość siostry; jednak pani Dashwood cecha ta była
bliska i miła. Obie kobiety wzajemnie podsycały w sobie intensywność duchowych
męczarni. Najpierw pogrążyły się w udręce smutku, potem z rozmysłem go w sobie
rozbudzały, pielęgnowały, rozkoszowały się nim, rozniecały go w sobie bez końca.
Całkowicie zatracały się w udręce, czepiając się każdej myśli, która mogła być dlań
strawą i przyczynić się do powiększenia ich cierpień. Nie dopuszczały też do siebie
jakichkolwiek możliwości ukojenia. Elinor, choć również pogrążona w smutku, nie dała
przecież za wygraną i zdołała zapanować nad emocjami. Zdobyła się na rozmowę z
bratem i na przywitanie jego żony, którą potraktowała ze stosowną uprzejmością.
Potrafiła do podobnego wysiłku i podobnej wyrozumiałości nakłonić również matkę.
4
Margaret, trzecia siostra, była dziewczyną pogodną i życzliwą, ponieważ jednak już
teraz, w wieku lat trzynastu, w znacznym stopniu przejawiała romantyczną uczuciowość,
a pozbawiona była inteligencji starszej siostry, nie rokowała zatem wielkich nadziei na to,
że w przyszłości dorówna Mariannie czy Elinor.
ROZDZIAŁ II
A. anią na włościach w Norland była teraz żona Johna Dashwooda, zaś jej teściowa oraz
szwagierki zdegradowane zostały do rangi pensjonariuszy i w tej nowej dla siebie roli
traktowane były przez nią z dyskretną uprzejmością, John zaś okazywał im tyle uczucia,
na ile mógł się zdobyć wobec jakiejkolwiek osoby, którą nie był on sam, jego żona oraz
ich dzieci. Szczerze, ba! - nie bez odcienia żarliwości - nalegał, aby traktowały Norland
jak swój dom; a ponieważ pobyt w Norland wydawał się pani Dashwood najlepszym
rozwiązaniem do czasu zamieszkania w sąsiedztwie, zaproszenie zostało przyjęte.
Przebywanie w majątku, w którym wszystko przywoływało miłe wspomnienia, było tym
właśnie, czego potrzebowała najbardziej. Gdy rozpierała jąradość, nikt nie mógłby jej
doświadczyć z większą intensywnością; nikt też z większą ufnością nie mógłby
spoglądać w przyszłość z tym błogim przeczuciem szczęścia, które jest samym
szczęściem. Pani Dashwood nie znała miary również w smutku, a wówczas nic nie było
w stanie uśmierzyć jej cierpień, tak jak nic nie zdołałoby zmącić jej szczęścia.
Żona Johna Dashwooda bynajmniej nie pochwalała zamysłów męża względem jego
sióstr. Uszczuplenie fortuny ukochanego maleństwa o trzy tysiące funtów oznaczałoby
jego zubożenie w stopniu zupełnie niedopuszczalnym! Dlatego też zaczęła błagać męża
- by ponownie wszystko rozważył. Jakże mógłby usprawiedliwić się we własnych oczach,
rabując tak wielką sumę własnemu dziecku, i to jedynakowi. I jakie prawo mogły mieć
panny Dashwood — będące w końcu tylko jego przyrodnimi siostrami, co według jego
żony w ogóle nie stanowiło pokrewieństwa - jakież więc prawo do jego hojności mogły
mieć panny Dashwood, by domagać się sumy tak pokaźnej? Rzecz to powszechnie
znana — i nikt nie oczekuje czegoś więcej - że między dziećmi jednego mężczyzny z
dwoma kobietami nie istnieje żadna zażyłość, dlacze-góżby więc John Dashwood miał
zrujnować siebie i ich nieszczęsnego malca, oddając wszystkie pieniądze przyrodnim
siostrom?
- Ostatnim żądaniem mego ojca było - odparł jej na to mąż - abym wspierał jego
owdowiałą żonę i jej córki.
- Śmiem twierdzić, że sam już nie wiedział, co mówi; stawiam dziesięć do jednego, że
wtedy majaczył. Gdyby był przy zdrowych zmysłach, nie przy-szłoby mu do głowy, żeby
prosić cię o wyrzeczenie się połowy majątku własnego dziecka.
- Ależ, droga Fanny, ojciec nie wymienił żadnej konkretnej sumy; prosił tylko, bym je
wspierał i pomógł uczynić ich warunki materialne znośniejszy-mi niż te, jakie zdołał
zapewnić on sam. Zapewne równie dobrze mógłby bez słowa zdać się na mnie w tej
sprawie. Nie przypuszczał chyba, że o nich zapomnę. Ale ponieważ żądał ode mnie
obietnicy, nie mogłem go zawieść; a przynajmniej wtedy tak mi się wydawało. Dlatego
dałem obietnicę i muszę jej dotrzymać. Coś trzeba będzie dla nich zrobić, kiedy
opuszczą Norland i zamieszkają w nowym domu.
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]