Janina Wieczerska - Korzeniacy, Ksiazki, Opowiadania znanych Autorow - Duzo

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Aby rozpocząć lekturę,
kliknij na taki przycisk ,
który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.
Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poniżej.
JANINA WIECZERSKA
KORZENIACY
czyli jesień wsamrazków
2
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000
3
I. W PEWIEN SIERPNIOWY PONIEDZIAŁEK
4
NIBEK
W pewien sierpniowy poniedziałek Nibek uznał, że właśnie nadeszła najodpowiedniejsza
pora na zbieranie jeżyn, i jeszcze przed śniadaniem oznajmił to braciom. Przyznali mu rację w
pierwszej chwili, ale w drugiej mieli już zastrzeżenia.
– Owszem, to się czuje w powietrzu, powietrze po prostu pachnie jeżynami – powiedział Ro-
bek. – Ale dziś jest poniedziałek, a w poniedziałki zawsze chodzimy nad jezioro.
– Raz możemy nie iść, śmiecie nam nie uciekną – upierał się Nibek.
– Śmiecie na pewno nie – włączył się Fantek – tylko że potem przyjdą ci ze wsi i zgarną co
ciekawsze.
– To niech zgarną! – zezłościł się Nibek i to tak, aż tupnął. Braci to strasznie zadziwiło, bo
Nibek prawie nigdy się nie złościł.
Spojrzeli po sobie i szybko się zgodzili. Widać Nibkowi chodzi nie tylko o jeżyny.
Nibek, postawiwszy na swoim, przez cały ranek był jak anioł: zaraz na ścieżce zapropo-
nował Fantkowi, że go pociągnie na wózku, przy zrywaniu jeżyn nadzwyczaj chwalił nową
drabinę produkcji Robka, a kiedy już odstawili do piwnicy dwa pełne wózki, powiedział, że
trzeci to on sam załaduje i przyciągnie, a oni tymczasem mogą podskoczyć nad jezioro, może
jednak zdążą przed tymi ze wsi, przecież jest jeszcze wcześnie.
– Przyznaj się, ty od samego początku nie chciałeś iść nad jezioro – domyślił się Robek.
– A nie chciałem. Obrzydło mi.
– Trzeba było od razu mówić – zdziwił się Fantek i już miał zapytać, dlaczego obrzydło,
kiedy przypomniał sobie, że jeszcze wiosną dał słowo, że nie będzie zadawał głupich pytań,
więc dodał tylko: – Zostawić ci drabinę, czy zanieść do domu?
– Mnie nie będzie potrzebna, ale wam nie po drodze.
– Eee, ten kawałeczek możemy nadłożyć – Robek, choć bardzo mu się spieszyło, też chciał
być uprzejmy.
No i Nibek został sam. A jak tylko został sam, od razu z sierpniowego poniedziałku zrobił
się zwyczajny sierpniowy dzień, bez żadnej nazwy i numeracji. Pewnie Nibkowi o to w grun-
cie rzeczy chodziło, bo poweselał, zaczął pośpiewywać, a jeżyny z niskich, płożących się pę-
dów jakby same wpadały mu do rąk.
– O, przodkowie-czarodzieje! – westchnął z głębi serca. – Nie ma chyba piękniejszego
miesiąca niż sierpień. Chciałbym, żeby trwał bez końca.
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • red-hacjenda.opx.pl