Janusz Korczak - Król Maciuś l, Lektury (ebook)

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Janusz Korczak
Król Maciuś Pierwszy
A to tak było...
Doktor powiedział, że jeżeli król w trzy dni nie wyzdrowieje, będzie
bardzo źle.
Doktor tak powiedział:
— Król jest ciężko chory i jeżeli w trzy dni nie wyzdrowieje, to będzie
źle.
Wszyscy się bardzo zmartwili, a najstarszy minister włożył okulary i
zapytał się:
— Więc co się stanie, jeżeli król nie wyzdrowieje?
Doktor nie chciał wyraźnie powiedzieć, ale wszyscy zrozumieli, że król
umrze.
Najstarszy minister bardzo się zmartwił i wezwał ministrów na naradę.
Zebrali się ministrowie w wielkiej sali, zasiedli na wygodnych fotelach
przy długim stole. Przed każdym ministrem leżał na stole arkusz
papieru i dwa ołówki: jeden ołówek zwyczajny, a drugi z jednej strony
niebieski, z drugiej strony — czerwony. A przed najstarszym ministrem
stał jeszcze dzwonek.
Drzwi ministrowie zamknęli na klucz, żeby nikt nie przeszkadzał;
zapalili lampy elektryczne — i nic nie mówili.
Potem najstarszy minister zadzwonił tym dzwonkiem i powiedział:
— Teraz będziemy radzić, co robić. Bo król jest chory i nie może
rządzić.
— Ja myślę — powiedział minister wojny — że trzeba zawołać
doktora. Niech powie wyraźnie, czy może króla wyleczyć, czy nie.
Ministra wojny bardzo się bali wszyscy ministrowie, bo zawsze nosił
szablę i rewolwer, więc go się słuchali.
— Dobrze, zawołajmy doktora — powiedzieli ministrowie.
Zaraz posłali po doktora, ale doktor nie mógł przyjść, bo akurat stawiał
królowi dwadzieścia cztery bańki.
— Trudno, musimy zaczekać — powiedział najstarszy minister — a
tymczasem powiedzcie, co zrobimy, jeżeli król umrze.
— Ja wiem — powiedział minister sprawiedliwości. — Według prawa,
po śmierci króla wstępuje na tron i rządzi najstarszy syn króla.
Dlatego też nazywają go następcą tronu. Jeżeli król umrze, na tronie
zasiądzie jego najstarszy syn.
— Kiedy król ma tylko jednego syna.
— Więcej nie potrzeba.
— No tak, ale syn królewski to jest mały Maciuś. Jakże on może być
królem? Maciuś nawet pisać jeszcze nie umie.
— To trudno — odpowiedział minister sprawiedliwości. — W naszym
państwie jeszcze takiego wypadku nie było, ale w Hiszpanii, w Belgii i
w innych jeszcze państwach zdarzało się, że król umierał i zostawiał
małego synka. I to małe dziecko musiało być królem.
— Tak, tak — powiedział minister poczty i telegrafu — ja widziałem
nawet marki pocztowe z fotografią takiego małego króla.
— Ale, szanowni panowie — powiedział minister oświaty — to
niemożliwe przecież, żeby król nie umiał pisać ani rachować, żeby nie
umiał geografii ani gramatyki.
— I ja tak myślę — powiedział minister finansów. — Jakże król będzie
mógł robić rachunki, jak będzie mógł rozkazywać, ile trzeba
wydrukować nowych pieniędzy, jeżeli nie umie tabliczki mnożenia?
— Najgorsze, moi panowie — powiedział minister wojny — że takiego
małego króla nikt się nie będzie bał. Jak on sobie poradzi z
żołnierzami i generałami?
— Ja myślę — powiedział minister spraw wewnętrznych — że takiego
małego króla nie tylko żołnierze, ale nikt się będzie się bał. Będziemy
mieli ciągle strajki i bunty. Za nic nie mogę ręczyć, jeżeli Maciusia
zrobicie królem.
— Ja nic nie wiem, co będzie — powiedział cały czerwony ze złości
minister sprawiedliwości. —Wiem jedno: prawo każe, żeby po śmierci
króla zasiadł na tronie jego syn.
— Ależ Maciuś jest za mały! — krzyknęli wszyscy ministrowie.
I na pewno wynikłaby okropna kłótnia, ale w tej chwili otworzyły się
drzwi — i wszedł na salę ambasador zagraniczny.
Dziwne się może wyda, że ambasador zagraniczny wszedł na
posiedzenie ministrów, kiedy drzwi były zamknięte na klucz. Więc
muszę powiedzieć, że kiedy poszli zawołać doktora, zapomnieli
zamknąć drzwi. Niektórzy nawet mówili później, że to była zdrada, że
minister sprawiedliwości naumyślnie zostawił drzwi otwarte, bo
wiedział, że ma przyjść ambasador.
— Dobry wieczór! — powiedział ambasador. — Przychodzę tu w
imieniu mego króla i żądam, żeby królem został Maciuś Pierwszy, a
jak nie chcecie, to będzie wojna.
Prezes ministrów (najstarszy minister) bardzo się przestraszył, ale
udawał, że go to wcale nie obchodzi, napisał na arkuszu papieru
niebieskim ołówkiem:
Dobrze, niech będzie wojna
— i podał ten papier zagranicznemu ambasadorowi. Ten wziął papier,
ukłonił się i powiedział:
— Dobrze, napiszę o tym mojemu rządowi.
W tej chwili wszedł na salę doktor i wszyscy ministrowie zaczęli go
prosić, żeby uratował króla, bo może być wojna i nieszczęście, jeżeli
król umrze.
— Ja już królowi dałem wszystkie lekarstwa, które znam. Postawiłem
bańki i nic więcej nie mogę zrobić. Ale można zawołać jeszcze innych
doktorów.
Ministrowie posłuchali rady, wezwali sławnych doktorów na naradę, jak
uratować króla. Wysłali na miasto wszystkie królewskie samochody, a
sami tymczasem poprosili królewskiego kucharza o kolację, bo byli
bardzo głodni, bo nie wiedzieli, że narada będzie taka długa — i nawet
nie jedli obiadu w domu.
Kucharz ustawił srebrne talerze, nalał do butelek najlepsze wina, bo
chciał zostać na dworze i po śmierci starego króla.
Więc ministrowie tak sobie jedzą i piją, i już im nawet zrobiło się
wesoło, a w sali tymczasem zebrali się doktorzy.
— Ja myślę — powiedział stary doktor z brodą — że królowi trzeba
zrobić operację.
— A ja myślę — powiedział drugi doktor — że królowi trzeba zrobić
gorący okład i żeby płukał gardło.
— I musi brać proszki — powiedział znakomity profesor.
— Na pewno krople będą lepsze — powiedział znów inny.
Każdy z doktorów przywiózł grubą książkę i pokazywał, że w jego
książce napisane jest inaczej, jak leczyć taką chorobę.
Już było późno i ministrom bardzo się spać chciało, ale musieli czekać
na to, co powiedzą doktorzy. I taki był hałas w całym królewskim
pałacu, że mały następca tronu, Maciuś, syn królewski, dwa razy się
już obudził.
„Trzeba zobaczyć, co się tam dzieje" — pomyślał Maciuś. Wstał z
łóżka, prędko się ubrał i wyszedł na korytarz.
Stanął przed drzwiami stołowego pokoju, nie żeby podsłuchiwać, ale w
królewskim pałacu klamki były tak wysoko, że mały Maciuś nie mógł
sam drzwi otworzyć.
— Dobre wino ma król! — krzyczał minister finansów. — Napijmy się
jeszcze, moi panowie. Jeżeli Maciuś zostanie królem, i tak wino mu nie
będzie potrzebne, bo dzieciom nie wolno pić wina.
— Ani cygar nie wolno palić dzieciom. Więc można sobie wziąć trochę
cygar do domu! — głośno wołał minister handlu.
— A jak będzie wojna, moi kochani, ręczę wam, że z tego pałacu nic
nie zostanie, bo Maciuś przecież nas nie obroni. Wszyscy zaczęli się
śmiać i wołali:
— Pijmy zdrowie naszego obrońcy, wielkiego króla Maciusia
Pierwszego!
Maciuś nie bardzo rozumiał, co oni mówili, wiedział, że tatuś jest chory
i że ministrowie często się zbierali na narady. Ale dlaczego śmieją się
z niego, Maciusia, i dlaczego nazywają go królem, co to ma być za
wojna — wcale nie rozumiał.
Trochę śpiący i trochę przestraszony poszedł dalej korytarzem i znów
przez drzwi sali narad usłyszał inną rozmowę.
— A ja wam mówię, że król umrze. Możecie dawać proszki i
lekarstwa... wszystko nic nie pomoże.
— Głowę daję, że król nie przeżyje tygodnia.
Maciuś nie słuchał więcej. Pędem przebiegł korytarz, jeszcze dwa
duże królewskie pokoje — i bez tchu dopadł do sypialni króla.
Król leżał na łóżku bardzo blady i ciężko oddychał. A przy królu
siedział jeden, ten sam poczciwy doktor, który i Maciusia leczył, gdy
Maciuś był niezdrów.
— Tatusiu, tatusiu — krzyknął Maciuś ze łzami — ja nie chcę, żebyś ty
umarł!
Król otworzył oczy i smutnie popatrzył na synka.
— I ja nie chcę umierać — powiedział król cicho — nie chcę ciebie,
synku, samego na świecie zostawić.
Doktor wziął Maciusia na kolana — i już więcej nic nie mówili.
A Maciuś przypomniał sobie, że już raz siedział tak przy łóżku. Wtedy
ojciec trzymał go na kolanach, a na łóżku leżała mamusia, tak samo
blada, tak samo ciężko oddychała.
„Tatuś umrze, jak mamusia umarła" — pomyślał Maciuś.
I straszny smutek zwalił mu się na piersi — i wielki gniew, i żal do
ministrów, którzy tam się śmieją z niego, Maciusia, i ze śmierci jego
ojczulka.
„Już ja im odpłacę, jak będę królem" — pomyślał Maciuś.
Pogrzeb króla odbył się z wielką paradą. Latarnie owinięte były czarną
krepą. Wszystkie dzwony biły. Orkiestra grała marsza żałobnego.
Jechały armaty, szło wojsko. Kwiaty musiały specjalnie przywozić
pociągi z najcieplejszych krajów. Wszyscy byli bardzo smutni. A
gazety pisały, że cały naród płacze po stracie ukochanego króla.
Maciuś smutny siedział w swoim pokoju, bo chociaż miał zostać
królem, ale stracił ojca — i teraz nikogo już nie miał na świecie.
Pamiętał Maciuś swoją mamę; to ona właśnie nazwała go Maciusiem.
Chociaż mama jego była królową, ale wcale nie była dumna; bawiła
się z nim, klocki z nim ustawiała, opowiadała bajki, obrazki w
książkach pokazywała. Z ojcem rzadziej się Maciuś widywał, bo król
często wyjeżdżał do wojska albo w gości — różnych królów
przyjmował. To znów narady miał i posiedzenia.
Ale i król, bywało, znajdzie dla Maciusia wolną chwilę, pobawi się w
kręgle, wyjedzie z nim — król na koniu, a Maciuś na kucu — w długie
aleje królewskiego ogrodu. A teraz co będzie? Zawsze ten nudny
zagraniczny wychowawca, który ma taką minę, jakby dopiero co wypił
szklankę mocnego octu. I czy to znów tak przyjemnie być królem?
Chyba nie? Gdyby naprawdę była wojna, można by się bić
przynajmniej. Ale co ma król do roboty podczas pokoju?
Smutno było Maciusiowi, gdy siedział samotny w swoim pokoju, i
smutno było, kiedy przez kratę królewskiego ogrodu patrzył na wesołe
zabawy dzieci służby pałacowej na podwórzu królewskim. Bawiło się
siedmiu chłopców — najczęściej w wojsko. I zawsze prowadził ich do
ataku, ćwiczył i przewodził taki jeden nieduży, strasznie wesoły
chłopak. Nazywał się Felek. Chłopcy tak na niego wołali.
Chciał go Maciuś wiele razy zawołać i choć przez kratę trochę
porozmawiać, ale nie wiedział, czy wolno i czy wypada, i nie wiedział,
co powiedzieć, jak zacząć rozmowę.
Tymczasem na wszystkich ulicach rozlepiono ogromne
zawiadomienia, że Maciuś został królem, że wita swoich poddanych,
że ministrowie zostają ci sami co dawniej i będą młodemu królowi
pomagali w pracy.
We wszystkich sklepach pełno było fotografii Maciusia. Maciuś na
kucu. Maciuś w marynarskim ubraniu. Maciuś w wojskowym stroju.
Maciuś podczas przeglądu wojsk. W kinematografach też
przedstawiano Maciusia. We wszystkich obrazkowych tygodnikach w
kraju i za granicą pełno było Maciusia.
I prawdę trzeba powiedzieć: lubili Maciusia wszyscy. Starsi żałowali
go, że taki mały stracił oboje rodziców. Chłopcy cieszyli się, że znalazł
się między nimi chociaż jeden taki, którego muszą się wszyscy
słuchać, przed którym nawet ^generałowie muszą stać na baczność, a
dorośli żołnierze prezentują broń. Dziewczynkom podobał się ten mały
król na zgrabnym koniku. A już najbardziej kochały go sieroty.
Kiedy jeszcze żyła królowa, zawsze na święta posyłała do domów
sierot cukierki. Kiedy umarła, król rozkazał, by nadal cukierki posyłać. I
choć Maciuś wcale o tym nie wiedział, ale w jego imieniu od dawna już
posyłano dla dzieci słodycze i zabawki. Już znacznie później Maciuś
zrozumiał, że jeśli jest pozycja w budżecie — to można wiele
przyjemności ludziom zrobić i wcale o tym nie wiedzieć.
W jakieś pół roku po wstąpieniu na tron — przypadek zdarzył, że
Maciuś zdobył wielką popularność. To znaczy, że wszyscy o nim
mówili, ale nie dlatego, że był królem, a tylko że zrobił coś, co się
spodobało.
Więc opowiem, jak to było.
Maciuś przez swego doktora wyprosił pozwolenie na piesze
przechadzki po mieście. Długo Maciuś męczył doktora, żeby go choć
raz na tydzień zaprowadził do ogrodu, gdzie bawią się wszystkie
dzieci.
— Ja wiem, że w królewskim ogrodzie jest ładnie, ale samemu nawet
w najładniejszym ogrodzie się przykrzy.
Wreszcie doktor obiecał i przez marszałka dworu udał się do zarządu
pałacowego, aby opiekun króla na radzie ministrów wyjednał dla króla
Maciusia pozwolenie na trzy przechadzki w odstępach
dwutygodniowych.
Dziwne się może wydać, że tak trudno królowi iść na zwyczajny, taki
sobie spacer. Dodam jeszcze, że marszałek dworu tylko dlatego się
zgodził, bo go doktor niedawno wyleczył z boleści, gdy zjadł nieświeżą
rybę. Zarząd pałacowy już od dawna starał się o pieniądze na budowę
stajni, z której korzystać miał i opiekun królewski, a minister spraw
wewnętrznych zgodził się na złość ministrowi finansów. Bo za każdy
spacer królewski policja otrzymywała trzy tysiące dukatów, a wydział
sanitarny beczkę kolońskiej wody i tysiąc w złocie.
Bo przed każdym spacerem króla Maciusia — dwustu robotników i sto
kobiet czyściło ogród gruntownie. Zamiatano, malowano ławki,
wszystkie aleje polewano kolońską wodą i kurz wycierano z drzew i
liści. Doktorzy pilnowali, żeby było czysto, żeby nie było kurzu, bo brud
i kurz są szkodliwe dla zdrowia. A policja pilnowała, żeby podczas
spaceru nie było w ogrodzie łobuzów, którzy rzucają kamienie,
popychają, biją się i bardzo krzyczą.
Król Maciuś bawił się doskonale. Ubrany był zwyczajnie, więc nikt nie
wiedział, że to król, bo go nie poznali. I nikomu nie przyszło nawet do
głowy, że król może przyjść do zwyczajnego ogrodu. Król Maciuś dwa
razy obszedł naokoło cały ogród i prosił, że chce usiąść na ławce na
placyku, gdzie bawią się dzieci. Ale jak tylko trochę siedział, doszła do
niego dziewczynka i zapytała:
— Czy kawaler chce się bawić w koło?
Wzięła Maciusia za rękę — i bawili się razem.
Dziewczynki śpiewały różne piosenki i kręciły się w koło. A potem,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • red-hacjenda.opx.pl