Jak kulawy ze slepa, eBooks txt

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
S�awomir �ubi�skiJAK KULAWY ZE �LEP�Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000Cz�� pierwsza ONAPod koniec lutego Siudowa sporz�dzi�a specjalny raport o stanie zu�yciaprzedmiot�w trwa�ego u�ytku, w podleg�ych sp�dzielni plac�wkach i sklepach.Za�yczy� sobie tego prezes Stok�osa. By�o z tym sporo roboty. Potem okaza�o si�,�e raport nikomu nie jest potrzebny, i Siudowa zapomnia�a o nim. I dopierodzisiaj, w po�owie lipca, prezes wezwa� j� do siebie ��daj�c, aby przygotowa�amu raport do przejrzenia.� Dobrze pomy�lana oszcz�dno�� � powiedzia� na koniec � najszybciej d�wignienasz� go-spodark� w g�r�. Przed pi�tnast�, pani El�bietko, chc� mie� ten raportna biurku. Teraz nie-stety �egnam. Jad� do wojew�dztwa.By�o to szcz�cie w nieszcz�ciu. Gdyby prezes nigdzie nie jecha�, Siudowa bywpad�a. W biurze bowiem raportu znale�� nie mog�a. Przeszuka�a wszystkieszuflady, przejrza�a na p�-kach segregatory i nic. Ani �ladu. Os�ab�a a� zezdenerwowania.Wypali�a papierosa. Potem przeszuka�a jeszcze raz i zn�w bez skutku.By�a w pokoju sama. Jej wsp�pracownica, z kt�r� razem prowadzi�a dzia�inwentaryzacji, posz�a na urlop. Nie musia�a si� wi�c obawia�, �e kto� doniesie.Jakby to mog�o pom�c jej w czym�, zacz�a zastanawia� si�, do czego prezesowiraport mo�e by� potrzebny. I to akurat teraz, w pe�ni lata. Ponownie si�gn�a popapierosa, zaci�-gn�a si� raz i drugi i nagle ol�ni�o j�. �e te� od razu niezorientowa�a si�, w czym tu rzecz, o co tak naprawd� Stok�osie chodzi? Jakw�asn� kiesze� zna�a przecie� tego speca. Ze trzy dni temu, nie dalej, chwali�si� w biurze, �e jego c�rka ju� za pierwszym podej�ciem, dosta�a si� na studia ib�dzie redaktork�.� Moja dziewucha � doda� � ju� i teraz mog�aby napisa� artyku� do ka�dej gazetyi na ka�-dy temat, ale nie ma maszyny do pisania. Co� trzeba wymy�li�.I wymy�li�. Wybierze najlepszy rocznik, ka�e spisa� na z�omowanie i maszynajego.Papieros tli� si� przy samym filtrze. Zaci�gn�a si� ostatni raz i zdusi�aniedopa�ek w po-pielniczce. Od tego palenia gryz�o j� w gardle. Je�li raportunie ma w biurze, musi by� w do-mu. Inna mo�liwo�� nie istnieje. Wyj�akosmetyczk�. Przejrza�a si� w lusterku i troch� pod-malowa�a. Potem posz�azwolni� si� z pracy.Wiceprezesem sp�dzielni do spraw ekonomicznych by�a kobieta. Nazywa�a si�Emilia Ska�a. Podlega� jej mi�dzy innymi r�wnie� i dzia� inwentaryzacji. Siudowawesz�a do sekretariatu.�Ska�owa jest? � spyta�a sekretarki.�Jest � odpar�a sekretarka � telefonuje bez przerwy. Nawet do m�a zadzwoni� niemog�. Wiceprezes Ska�owa od roku budowa�a dom. Podobno sze�� pokoi. I na prac�czasu mia�abardzo ma�o. Siudowa zapuka�a w obite derm� drzwi i nie czekaj�c na odpowied�wesz�a do gabinetu.� M�wi�am przecie�! Tysi�c sztuk ceg�y dziurawki! � dar�a si� wiceprezes. � Stoimi ca�y front rob�t! � spostrzeg�a Siudow�. Zakry�a d�oni� s�uchawk�.�Czego? � warkn�a � urodzi�o si� co�?�O dziesi�tej � sk�ama�a Siudowa � przychodzi mechanik do lod�wki. Chcia�amzwolni�si� na godzin�. Ska�ow� a� podrzuci�o.� A id�cie sobie w choler�! Trzyma was kto�?Wiceprezes, gdy by�a z�a, m�wi�a wszystkim per wy lub towarzyszu. Siudowau�miechn�a si�. A to g�upia krowa, pomy�la�a. Odwr�ci�a si� na pi�cie i wysz�a.Tamta zn�w zacz�a krzycze�:�Rozpi�� wam ten ca�y burdel! Jak to kto? Ska�owa m�wi! Ska�owa!�Od samego rana tak tego ryja drze � odezwa�a si� sekretarka � wytrzyma� ju� niemo�na. I spyta�a:�Po zakupy idziesz, Ela? Mo�e i ja bym skoczy�a na troch�?�Nie mog� � odpar�a Siudowa � musz� zaraz by� w domu.Nie lubi�a sekretarki. Ma�o kto zreszt� j� lubi�. Nazywano j� �tajnym uchemprezesa�. Mo�na si� by�o nabra�.Na ulicy 1 Maja g��wnej ulicy miasta, zalecia� j� mocny, a� wierc�cy w nosie,rybi zapach. W Ogromowie by� jeszcze jeden sklep rybny, sporo wi�kszy i do tegomniej cuchn�cy. Za to w tym by�o zwykle wi�cej towaru. Zastanowi�a si�, czy niezajrze� do �rodka. Po chwili zre-zygnowa�a. Od dawna nie by�o ju� w sprzeda�yta�szych gatunk�w ryb, sprzedawano nie-omal wy��cznie pstr�gi. Oko�o dwudziestumetr�w dalej ulica skr�ca�a. Zaraz za zakr�tem by� sklep mi�sny. Wesz�a tam. Naladzie le�a�o par� kawa�k�w t�ustej wo�owiny z ko�ci�. Ubrany w przybrudzonykitel, wsparty o lad� sprzedawca podrzemywa�. Brz�cza� wiatrak, jednostaj-niemiel�cy rozgrzane mimo wczesnej pory powietrze, uci��liwie bzycza�y muchy.Rozejrza�a si� uwa�nie. Poza wo�owin� by�a jeszcze anemiczna, bladawa kie�basa,a bez kartek salceson i kaszanka nabijana w rury z tak grubego plastiku, �eno�em trudno j� by�o ukroi�. Sprzedaw-ca na moment przerwa� drzemk� i leniwiepopatrzy� na ni�.�Niczego wi�cej nie ma? � spyta�a.Sprzedawca ziewn��.�S� haki � odpar� � zwa�y�?�Jak b�d� potrzebowa�a na ros� � za�mia�a si� � wtedy przyjd�. Do widzenia panu.Przekroczy�a jezdni� i sz�a teraz po s�onecznej stronie ulicy. Sz�a wolno, upa�ju� zaczyna� doskwiera�. Min�a mroczn� bram�, z kt�rej buchn�a zat�ch�a wilgo�przesycona smrodem wylewaj�cego si� szamba. Par� metr�w dalej wsparty ozniszczony rower�sk�adak sta� t�usty, �niadawy m�czyzna, o g�adko przyczesanychw�osach. By� pijany. Przezywano go Berbelu-cha. By�o to jego stanowisko, tkwi�tutaj ka�dego dnia. Berbelucha mia� oczy m�tne, na wp� przytomne, ale przypomocy roweru trzyma� si� sztywno, jakby wkr�cono go w chodnik. Zna�o go ca�emiasto. Berbelucha wydawa� si� wieczny. Nie zmienia� si� od lat.Przyspieszy�a. Na wystawy sklepowe zerka�a ju� tylko przelotnie. Ale przedciastkarni� zatrzyma�a si� i po chwili wesz�a tam. Kupi�a dro�d��wk�, stan�a zboku i zacz�a je��. Kie-dy przyjecha�a do Ogromowa, ciastkarnia te� tu by�a. Tasama zreszt�. Dobrze zapami�ta�a ten dzie�. By�a zmarnowana po podr�y, brudna iniewyspana. Nie wiedzia�a, co b�dzie z ni� dalej. Wesz�a tu wtedy pierwszy raz ikupi�a dwa ciastka. Dwa na pewno, bo na wi�cej by�o jej szkoda pieni�dzy. Icukiernik te� by� ten sam. Z t� r�nic�, �e w�wczas by� szczup�y i przystojny, zg�st�, faluj�c� nad czo�em czupryn�. Teraz uty�, wy�ysia� i nie wiedzie� czemu,oczy zrobi�y mu si� wy�upiaste jak u psa peki�czyka.Obok niej przy w�skim, doczepionym na wysoko�ci piersi do �ciany kontuarze,sta�y dwie dziewczyny. �apczywie �ar�y napoleonki. Jedna z nich chichota�a,druga gada�a jak nakr�cona:� Ty! Wiesz? Stary by� w Erefenie. Samochody my�. A co? Dyplom z uczelni schowa�do kieszeni. P�acili mu, no nie. Nie kiepsko w og�le tam p�ac�. Inny pieni�dz.Marki zachodnio-niemieckie. Bluzek mi przywi�z� z dziesi��. Buty te�. I spodnie.Ameryka�ski d�ins. A raj-stop ile, m�wi� ci...Zirytowa�y j� te siksy. Ale w�a�ciwie dlaczego, zastanowi�a si� po chwili,dlatego �e g�u-pie? Szybko prze�kn�a dro�d��wk� i za ciastkarni� posz�askr�tem, w�sk� �cie�k� wij�c� si� po�r�d rozgrzebanych rumowisk, pozosta�ych powyburzonych domach. Czy moje dziewuchy s� m�drzejsze od tych siks, pomy�la�a,czy tak naprawd� interesuje je co� wi�cej ni� samo �ycie? Chyba nie. S� jednakm�drzejsze ju� przez to tylko, �e s� moje, stwierdzi�a katego-rycznie, towystarczy.Znalaz�a si� na jeszcze jednej ulicy, w�skiej i porozkopywanej. Od paru latuk�adano tam podziemny kabel telefoniczny. Mia� rozwi�za� definitywnie spraw�telefon�w w Ogromowie. Na razie jednak Siudow� i tak ma�o to obchodzi�o, nic niezosta�o rozwi�zane. Brakowa�o bowiem na przemian to robotnik�w, to kabla. Ulic�t� dosz�a do Placu Jedno�ci Robotniczej. Zatrzyma�a si� tu na d�u�ej.Rano, gdy sz�a do pracy, zatrzyma�a si� tutaj r�wnie�. Obserwowa�a, jak wok�wy�o�one-go polerowanym granitem do�u, z pot�nym, betonowym coko�em na dnie, wpo�piechu sa-dzono kwiaty. Ju� zesz�ej jesieni wymurowano �w d�, cok� za�zrobiono wiosn�. Teraz wo-k� do�u k��bi� si� t�um ludzi, a ponad nim stercza�ywysoko w g�r�, ramiona dw�ch pot�-nych, samojezdnych d�wig�w. Przepchn�a si�do pierwszego szeregu. Zobaczy�a wymalo-wany �wie�� farb� czo�g, kilkunastu�o�nierzy i przytwierdzone ju� do czo�gu liny d�wig�w. �o�nierzami dziarskokomenderowa� m�ody oficer w stopniu podporucznika. Obok niego, zawzi�ciegestykuluj�c, sta� in�ynier Tumidaj, projektant i konserwator miejskiej zieleni.Na-zywano go powszechnie in�ynierkiem od krzak�w i nie�wie�ego powietrza.Tumidaj jeszcze gwa�towniej zamacha� r�kami i odskoczy� par� krok�w do ty�u.Rozleg� si� w�ciek�y warkot, liny napi�y si� i czo�g powoli uni�s� si� do g�ry.Tu i �wdzie da�y si� s�ysze� oklaski. Tumi-daj klaska� najg�o�niej. Gdzie� metr,mo�e p�tora metra nad ziemi�, czo�g znieruchomia�. Rozejrza�a si�. Przynajmniejp� urz�du miasta jest tutaj, stwierdzi�a. Zawsze to przecie� roz-rywka i toca�kiem za darmo. Jak tu wi�c z okazji nie skorzysta� zw�aszcza, �e latem trudnow urz�dzie wytrzyma�. Budynek jest nowy, dopiero co wzniesiony, okna wielkie,�ciany nato-miast cienkie i do tego z betonu. Zim� hulaj� tam wiatry, w ka�dympokoju pali si� co naj-mniej jeden elektryczny piecyk, za to teraz, gdy od parutygodni upa�y s� takie, �e nawet w cieniu nie mo�na wysiedzie�, ka�dy kto wurz�dzie si� znajdzie, z miejsca oblewa si� potem i zapomina, po co w og�le tamprzyszed�. Siudowa za nic nie chcia�aby tam pracowa�, dla niej takanowoczesno��, te cztery pi�tra przeszklonych klatek, to tylko udr�ka inajzwyklejszy pic na wod�. Co to zreszt� za nowoczesno��, skoro prawie �e podbokiem urz�du napotka� mo�-na rozwalaj�ce si� drewniaki z pozapadanymi dachami,kt�re zaraz po wojnie przej�� kwate-runek, a w kt�rych ludzie mieszkaj� gorzejni� zwierz�ta. Za to tutaj, na placu przed urz�dem, jest elegancko, chodnikinowe, kraw�niki odmalowane wapnem, a ca�y plac na r�wno wyla-ny asfaltem. Dawnyratusz, kt�ry ma ju� prawie ze dwie�cie lat, gdzie jeszcze niedawno za-siada�yw�adze Ogromowa, obecnie jest pusty, jakby wymar�y,... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • red-hacjenda.opx.pl