Jak obloki, eBooks txt

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jak obłokiDom WydawniczyFILIPINKADANUTA DOWJATJak obłokiOkładka: Ewa PauzewiczRedaktor: Wanda PilawskaOpracowanie graficzne, montaż elektronicznyi nadzór techniczny: Witold PauzewiczKorekta: Halina MisztalISBN 83-901110-8-ХText © Copyright by Danuta Dowjat Warszawa 1995fewia%Wydanie I 1995Druk: OWP „Taurus", Warszawa, ul. Dantego 1/251— Hipokryci! Nie jadę do żadnego Londynu! — wykrzyknęła Kenna, zatrzaskując za sobą drzwi kuchni. Chwilę postała w przedpokoju, a gdy ruszyła w stronę wyjścia, przy jej nogach natychmiast pojawiła się suczka Zdrapka. Ciemne ślepia patrzyły wyczekująco na rozzłoszczoną panią, która najwyraźniej sama nie wiedziała, czego chce, ale odruchowo zatrzymała się przed gwoździem ze smyczą. Zdrapka momentalnie zaczęła piszczeć i tańczyć wokół nóg dziewczyny, Ta, westchnąwszy, sięgnęła po rzemień. Głośniej niż zwykle zamknęła drzwi i z tupotem zbiegła ze schodów.Przez tylną furtkę ogrodu wyszła z psem wprost do lasu, a raczej sosnowego zagajnika, w którym więcej było śmieci i butelek niż konwalii, jak by się można spodziewać w końcu maja. Posuwała się wolno piaszczystą ścieżką w stronę starszej części, gdzie rosły piękne dęby. Długa, nisko zawieszona suczka o kłapciastych uszach i wąskim pyszczku wyprzedzała ją o kilka metrów. Kenna pytana na spacerach o rasę psa: „Czy to jamnik?" - odpowiadała: „Także" i to najlepiej charakteryzowało dalekie powinowactwa zwierzęcia. Przy każdym zakręcie czy skrzyżowaniu Zdrapka oglądała się - bardziej, by popatrzeć na panią wiernym spojrzeniem, niż sprawdzić kierunek marszu. Kiedyś chodziły tędy co dzień. Często z bardzo wesołym towarzyszem, który rzucał jej patyki...Kenna nawet nia zauważyła, że nogi same ją poniosły na dawną trasę spacerów z psem. Dopiero po paru minutach zdała sobie sprawę, że mija właśnie TO drzewo, a przecież przysięgła sobie, że więcej koło niego nie przejdzie! Zawróciła na pięcie i musiała głośno zagwizdać, by przywołać zdumioną Zdrapkę, którą z trudem oderwała od bardzo obiecującego kopania.Dłużej tak nie wytrzymam, pomyślała. Muszę z kimś porozmawiać. Znowu poczuła dławienie złości, która narosła w niej podczas rozmowy z rodzicami. Nawet oni mają mnie dość i chcą się pozbyć. Pójdę do Ani, postanowiła, odwracając się raptownie.5Szybko — za szybko jak na gust psa - wróciła do domu. Wpuściła Zdrapkę do mieszkania i z demonstracyjnym tupotem zbiegła ze schodów, nie krzyknąwszy nawet w stronę kuchni, gdzie idzie ani kiedy wraca.Jej starsza siostra mieszkała również w Sulejówku. Ta podwarszawska miejscowość, przez złośliwych nazywana sypialnią stolicy, nie słynęła z doskonałego klimatu, jak okolice Otwocka, znanych osobistości, jak Konstancin czy związków z opozycją, jak Podkowa Leśna. Jedyny powód do dumy dla mieszkańców stanowił tu dawny dworek Piłsudskiego, uroczy, piętrowy budynek stylizowany na dziewiętnastowieczną siedzibę szlachecką, w którym od blisko trzydziestu lat mieściło się przedszkole.Rodzina Widuntów osiedliła się w Sulejówku przed wybuchem drugiej wojny światowej, kiedy wywodzący się z Litwy dziadek kupił działkę na obrzeżach maleńkiej wówczas miejscowości. Jego syn, Olgierd, po ślubie z Ewą i po urodzeniu się pierworodnej Biruty, dobudował tylko piętro do domu dziadków i kolejne pokolenie wzrastało w tym samym otoczeniu. Widunt-junior był geodetą w dawnym powiatowym wydziale architektury, jego żona, lekarką w ośrodku zdrowia, dlatego znali ich niemal wszyscy mieszkańcy Sulejówka, co stało się prawdziwym utrapieniem córek. Bo plotki, szczególnie o córkach pani doktor, rozchodziły się tutaj szybko.Biruta, używająca wyłącznie drugiego imienia — Anna, wywalczyła sobie prawo pójścia do liceum w Warszawie, choć miejscowe, do którego uczęszczał ojciec, znajdowało się tuż obok ich dawnej podstawówki. Na myśl, że przez następne cztery lata kolejne nauczycielki, przy okazji osłuchiwania płuc i badania gardeł, będą donosiły na nią do matki, robiło jej się, jak twierdziła, na zmianę zimno i gorąco. Wprawdzie matka odparła na to, że za wcześnie u niej na dolegliwości o tych objawach, ale po krótkim oporze rodzice ustąpili. Wybrała liceum imienia Zamojskiego, blisko stacji pociągów podmiejskich — Powiśle, ponieważ lubiła długo spać.Kenna była spokojną, grzeczną uczennicą —jak ją opisywano na wywiadówkach — i nie dorównywała starszej o dziesięć lat siostrze ani siłą charakteru, ani umiejętnością walczenia o swoje, dlatego zgodnie z życzeniem rodziców i dla własnej wygody, poszła do sulejówkowskiego liceum, gdzie męczyła się aż do matury.Matura — Kenna otrząsnęła się na wspomnienie niedawnego, koszmarnego doświadczenia. To był kolejny temat, o którym nie pozwalała sobie myśleć.Wiedziona nawykiem szła starą trasą, którą kiedyś Ania prowadzała ją z przedszkola i podstawówki, a potem sama chodziła do6liceum.Wybrała skrót między dworkiem Piłsudskiego a ośrodkiemzdrowia.Młode listki dębów zieleniły się najpiękniejszym z odcieni wiosny, z którym dzielnie konkurowała barwa pierwszej trawy. Potężne sosny lekko kołysały się na tle intensywnie błękitnego nieba z samotną, wolno sunącą chmurą. Tchnący wilgocią i świeżością zagajnik oblewany był światłem tak charakterystycznym dla majowych wieczorów, kiedy wszystko wydaje się piękniejsze.Kenna pogrążona w ponurych rozważaniach o podłości rodziców i niesprawiedliwości losu, nie zwracała uwagi na otoczenie. Jednak podchodząc pod stary drewniak ośrodka zdrowia, ostatnio znów otynkowany i pomalowany tym razem na okropny, żółtobury kolor, jak zawsze uśmiechnęła się na widok okna gabinetu matki. Wedle starej umowy, siostry wracające ze szkoły razem czy oddzielnie, zatrzymywały się za ogrodzeniem, nucąc, gwiżdżąc lub śpiewając pierwsze takty „My, ze spalonych wsi". Mama, gdy nie miała pacjentów, stawała w oknie i machała ręką. Jeżeli akurat kogoś badała, migała tylko za firanką jej odwrócona tyłem sylwetka. Na szczęście, w czasie licealnej edukacji Kenna nie musiała już tak się meldować, ale właśnie wtedy zaczęło ją to śmieszyć.Po chwili już stała przed furtką „kołchozu", jak złośliwie określała swój nowy dom Ania, ponieważ mieszkały w nim trzy małżeństwa z całym tabunem dzieci. Kenna znów zapomniała klucza, który jakiś czas temu dostali rodzice, żeby, wpadając w odwiedziny, nie budzili dzwonkiem śpiących dzieci, więc skuliła się na myśl o złości siostry. Tym razem miała szczęście. Przy drzwiach powitali ją Jerzyna-Ela z Dżuniorem-Krzysiem, a po chwili do przedpokoju weszła Ania, dźwigając najmłodszą pociechę, Belindę, oficjalnie - Lidkę. Zatem, w najgorszym razie, obudziła cudze dzieci.- Obojętnie nadal orze na ugorze? - spytała Kenna, gdy przeszły do kuchni. Bezskutecznie próbowała wstawić wodę na herbatę, bo para siostrzeńców uwiesiła się na niej z obu stron, dopominając się o przeczytanie nowej książeczki.— Jeżeli pytasz, czy mój mąż jeszcze pracuje, to odpowiedź brzmi: tak. Wyobraź sobie, że on ma normalne imię — w głosie siostry brzmiała irytacja. — Moglibyście już przestać go przezywać, skoro został moim ślubnym mężem a waszym zięciem i szwagrem — rzuciła wychodząc z kuchni, żeby przewinąć najmłodszą.Kenna uśmiechnęła się na wspomnienie dnia, w którym Ania po raz pierwszy przyprowadziła chłopaka na niedzielne śniadanie. Mama, żeby go ośmielić, zapytała, które zdrobnienie imienia lubi najbardziej. Odpowiedział: „Obojętnie".To przezwisko do niego świetnie pasuje i już przyrosło,7pomyślała Kenna. A poza tym nie możemy żyć bez przezwisk. Trzeba było sobie jakoś radzić, skoro ojciec się uparł, żeby kontynuować rodzinną tradycję nadawania litewskich imion. Dla jego córek, po wyczerpaniu w poprzednich pokoleniach popularnych Danut, Oleniek i Aldon, zostały tylko Biruta i Kenna. Kto dzisiaj, poza książkowymi postaciami, nosi takie imiona? Z zemsty przezywały ojca Starym O.Do kuchni wróciła Ania i popatrzyła troskliwie na siostrę. Z dawnej, krągłej postaci, została skóra i kości. Drobna i niska, wszystkiego metr sześćdziesiąt, teraz była wyjątkowo chuda, dżinsy na niej wisiały. Jej twarz otaczały kosmyki mysiobrązowych włosów, obciętych w przystępie szału w stylu zwanym kiedyś „na małpę". Nieco trójkątna buzia z lekko skośnymi oczami i wydatnymi kośćmi policzkowymi wyglądała żałośnie w tej oprawie. Biedaczka odziedziczyła urodę po babci, która często żartowała, że jedną z jej prababek Tatar gonił, gonił, aż dogonił! Mama i Ania wyszły na tym lepiej, bo po owej tajemniczej postaci wzięły niemal czarne włosy i duże, ciemne oczy. Kenna pod tym względem przypominała litewskich przodków ojca o jaśniejszych włosach i szarobłękitnych oczach.Ania miała właśnie zagadnąć ją o powód odwiedzin, gdy trzyletni Dżunior stanowczo pociągnął ciotkę do pokoju, oświadczając, że idą się bawić.- Ty będziesz mamą, a ja tatą - powiedział, patrząc na nią z nadzieją.- Dobrze, a Jerzyna?- Naszą córeczką.- Co mam robić? - zapytała zrezygnowana.- Idź gotować obiad, a ja pójdę umyć samochód - oznajmił poważnie.Z trudem opanowała śmiech. Ładnie ten mały wyobraża sobie obowiązki ojca rodziny, pomyślała i już miała przystąpić do mieszania w garnkach, gdy weszła półtora roku starsza Jerzyna i zażądała czytania książeczki. Usadowili się więc w trójkę na wersalce, co krągłe blondaski skwapliwie wykorzystały, by przytulić się do ciotki. Jerzyna wyjęła z reklamówki, którą, jak na młodą damę przystało, piastowała u boku, egzemplarz pisma „Zwierzaki" i podsunęła otwarty na fotografii skorpiona.- „Ten stanowóg z gromady pajęczaków..." - zaczęła Kenna rozmarzonym tonem, jakby czytała opis pięknej księżniczki, a dzieci wpatrzyły się w nią z oczekiwaniem - „...jest drapieżnikiem. Poluje na owady, pająki i drobne bezkręgowce. Czasem zdarza się, że pożera także inne skorpiony. Ma bardzo słaby wzrok, ale niezwykle wrażliwe..."8— ...serduszko — dopowiedziała Ania, która weszła z najmłodszą pociechą. — Nie przeszkadzaj sobie, czytaj śliczną bajeczkę.Odczekała wybuch śmiechu siostry i pozornie swobodnym tonem zapytała ją bez ogródek... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • red-hacjenda.opx.pl