Jak zostalem pisarzem, eBooks txt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Projekt ok�adki i stron tytu�owych: Kamil Targosz Copyright � by Andrzej Stasiuk, 1998� �sma z rana bar ParanaFantomaProjekt typograficzny i sk�ad komputerowy:Wydawnictwo ma�e s.c., Warszawa Druk i oprawa:Zak�ad Poligrafii Instytutu Technologii Eksploatacji,ul. K. Pu�askiego 6, RadomISBN 83-87391-08-5Wydawnictwo Czarne s.c. Czarne 438-309 G�adysz�w fax: (O-18) 3 53 63 60Czarne 1998Wydanie IArk. wyd. 5,3; ark. druk. 8locoKurcz�, nikt wtedy nie je�dzi� taks�wkami, przynajmniej nikt z nas. Taryfiarze byli podejrzani. Jak si� ma szesna�cie lat, to wi�kszo�� jest podejrzana. A zreszt� nie mieli�my kasy. Jak si� nie ma kasy, to wszystko od razu robi si� podejrzane, zw�aszcza ci, co maj�. My w ka�dym razie nie mieli�my. Je�dzi�o si� autobusami i tramwajami. Tramwaje skrzypia�y jak nieszcz�cie. Skrzypia�y na zakr�tach. Pierwszy by� na rondzie Starzy�skiego, jak jecha�o si� do �r�dmie�cia. Skr�ca�y w prawo i skrzypia�y. Jak si� jecha�o na Prag�, to dopiero przy Ratuszowej by� ten cholerny skrzyp. Ale tam mo�na by�o wysi��� i by�a zielona budka z piwem. Mo�na by�o p�j�� w prawo i do zoo, popatrze� na ma�py, s�onie i hipopotamy. Jak si� dosz�o do hipopotam�w, to by� ju� most Gda�ski i mo�na by�o z�apa� tramwaj do �r�dmie�cia. Tak robili�my. Mo�na te� by�o i�� na piechot� na drug� stron� i w lewo przez park, potem ko�o fabryki pieni�dzy i ju� �apa�o si� staromiejski klimat, kamieniczki, bruk, elegancka makieta i w Pasiece piwo kosztowa�o dziesi�� z�otych. Nikt si� nie pyta�. Zreszt� wygl�dali�my na wi�cej. Rzadko jest tak, �e si� wygl�da na mniej. Nam si� w ka�dym razie nie zdarzy�o. A mo�e kelnerki by�y zdemoralizowane. To jest sprawa niejasna i dzisiaj raczej nie do rozkminienia. Pierwsza telefoniczna budka sta�a na rogu Freta i Ko�cielnej. Zawsze by�a zepsuta. Guzik nas to obchodzi�o, bo i tak nie mieli�my do kogo dzwoni�. W Bombonierce wieczorami kole� gra� na fortepianie przedwojenne szlagiery. Ciociosan by� po dwadzie�cia z�otych lampka, a cola po dziesi��. W sobot� nie by�o gdzie usi��� i do tego jasno jaku lekarza. I wszyscy to samo: cola, ciocio-san i ciastko. Papierosy caro by�y w mi�kkich b��kitnych paczkach. Kosztowa�y dwadzie�cia z�otych. Klubowe cztery pi��dziesi�t. To by� powa�ny rozrzut. Dzisiaj ju� tak nie ma. Najch�tniej palili�my extra mocne bez filtra,1bo najbardziej szkodzi�y. Potem gdzie� znik�y i musieli�my si� zadowala� byle czym. Ale zanim przepad�y, kosztowa�y chyba najpierw sze�� pi��dziesi�t, a potem dziesi��. ��ty pasek i czarne litery. Zanim wylecia� z nich tyto�, by�y grube jak ma�y palec. Wierzyli�my, �e maj� co� wsp�lnego z gitanesami. Nie mia�y. Teraz to wiem. Ko�cieln� mo�na by�o zej�� ko�o Naj�wi�tszej Marii Panny nad sam� Wis��. Nikt tego nie robi�, bo tam nic nie by�o. Chodzi�o si� zawsze prosto. Ludzi robi�o si� wi�cej i wi�cej, a przy Barbakanie ju� przelewa� si� t�um. To zawsze dzia�a�o troch� podniecaj�co. Nie wiadomo w�a�ciwie, dlaczego. Wszyscy pa��tali�my si� mi�dzy jednym Rynkiem a drugim i z powrotem. Po drodze �adnych atrakcji, a niekt�rzy potrafili robi� to ca�y bo�y dzie�. Zawsze by�a nadzieja, �e co� si� stanie i stawa�o si� zazwyczaj mniej wi�cej to samo. Spotykali�my si� i tyle. Niekt�rzy dzisiaj nie �yj�. Nie wiadomo na przyk�ad, czy �yje Bobik. By� ciut szurni�ty, wi�c naprawd� trudno co� powiedzie�. Nosi� chyba szalik i wygl�da� ca�kiem przystojnie. Troch� jak �adny Niemiec. Co do innych te� nie mo�na mie� pewno�ci. Chodzi�o si� i czeka�o. Siedzia�o si� i czeka�o, sta�o i czeka�o. Troch� monotonne zaj�cie, ale nikt nie m�wi�, �e mu si� nudzi. Na Rynku jak zwykle wisia�y obrazy i pilnowali tego arty�ci w sanda�ach. Czasami ustrzelili jakiego� jelenia i szli pi� do Fukiera. Towaru pilnowa� wtedy jaki� wynaj�ty. To by�o ekstra malarstwo. Zachody s�o�ca, wschody, �aglowce, ro�linno��, postacie kobiece i staromiejskie widoki. Te ostatnie sz�y najlepiej, bo mo�na by�o od razu por�wna�, �e to prawda. Niemcy brali po kilka sztuk. Holendrzy nic nie kupowali, bo na og� te� mieli sanda�y, byli podobni do malarzy i wiedzieli, co jest grane. Kiedy� nie mia�em papieros�w i podszed�em do jednego Holendra. Zrobi� skr�ta z druma i mi da�. To by� m�j pierwszy skr�t i wcalemi nie smakowa�. Wieczorem chodzi�o si� do Jaja. Pali�y si� �wieczki, mo�na by�o maza� po �cianach i puszcza� swoje ta�my. Tak wyobra�ali�my sobie wolno��. Wsz�dzie by�o tanio. Nie mieli�my o tym poj�cia. Czasami legitymowa�a nas milicja. To by�o co�. Nie wszystkich legitymowa�a. Jak si� chcia�o mie� spok�j, to si� sz�o Celn� na Gnojn� G�r�. Tam mo�na by�o robi� w�a�ciwie wszystko, byleby nie za g�o�no. Wierzyli�my we wszystko, co sobie opowiadali�my i nie przychodzi�o nam do g�owy, by cokolwiek sprawdza�. Pisz� w liczbie mnogiej, bo nie lubi� zwierze�. Sz�o si� Brzozow� w lewo i pod Barbakan. Wieczorem siedzieli tam pijaczkowie. Pod mostem by�o w choler� plastikowych kork�w od alpag i blaszanych od piwa. Jak nie by�o pijaczk�w, to te� mo�na by�o robi�, co si� chcia�o. Gliny tam nie chodzi�y. Troch� �mierdzia�o. By�em tam z kilkoma dziewczynami. Nie ma si� czym chwali�. Wszyscy tam przychodzili. Sta�a jedna �awka. G�r� szli japo�scy tury�ci i si� u�miechali. Nikt ich wtedy nie traktowa� powa�nie. Imponowali nam Amerykanie i Anglicy. Francuzi ju� nie tak bardzo. Mieli tylko Jean-Michel Jarre'a, ale nie wszyscy za�apy-wali si� na Oxygene. Prawd� m�wi�c, prawie nikt. �yli�my jak zwierz�ta. W stadzie. Niekt�rzy wygl�dali jak ostatni kretyni. Nikomu to nie przeszkadza�o. Niekt�rzy byli g�upsi ni� drewniane pi�� z�otych. Nikt im z�ego s�owa nie powiedzia�. Podejrzewam, �e ju� nigdy tak nie b�dzie. D�ugie w�osy, kiepskie papierosy. S�ucha�o si� Floyd�w, o Sex Pistols nikt jeszcze wtedy nie s�ysza�. Grali dla siebie, nie dla nas. Jakby si� zjawili na Piwnej, pewnie by�my ich pogonili. Te agrafki, podarte koszulki i d�insy. My te� nosili�my podarte wrangle. Podarte, ale po�atane. �ata na �acie. Jedna na drugiej. Tak grubo, �e latem to niewyr�bka z gor�ca. Musieli�my troch� �mierdzie�. Ale jak si� jest m�odym, to si� tak nie cuchnie.11Cuchnie si� p�niej, p�niej trzeba si� cz�ciej my� ze strachu przed bakteriami i przed innymi lud�mi. Tak, nakopaliby�my Rottenowi w 77-mym. Nie mia� szans. Niekt�rzy s�uchali Slade'�w, lecz si� nie przyznawali. Ja te� s�ucha�em, ale udawa�em, �e tylko Floydzi, Hendrix i Joplinka. Co mia� piernik do wiatraka. Jedli�my chleb i popijali�my mlekiem. W New Yorku Nico �piewa�a z Velvetem, a nas to g�wno obchodzi�o. Nie mieli�my poj�cia. Musia�o by� d�ugo, nudno i na powa�nie. Pi�� minut gitarowej sol�wki wcale nas nie zadowala�o. Najlepiej jakby by�o dziesi�� i to na perkusji. Jak Piotrowski z Apostolisem na kortach Legii. Publika szala�a, chocia� wszystko razem, jak popatrze�, nie mia�o �adnego sensu. Zwyczajnie si� �cigali. Dziewczyny by�y tak samo obdarte jak my. Trudno by�o odr�ni�. Zw�aszcza z ty�u. Nosi�y spodnie. P�ka�y na ty�kach. Co� si� wtedy naszywa�o. Najlepiej ameryka�sk� flag�. Angielsk� naszywa�o nast�pne pokolenie. Nikt nie naszywa� sobie francuskiej. A niemieckiej to ju� w og�le. Niemcy to nie by� �aden kraj. Nikt o nich nie my�la�. Dopiero p�niej, jak niekt�rzy je�dzili na arbajt. Tak, ale to by�o naprawd� p�niej. Ju� razem z Rottenem i reszt�. Na Krakowskie si� nie chodzi�o, bo nie by�o po co. Do Zamkowego i z powrotem. Czasami, �eby by�o urozmaicenie, wraca�o si� Kanoni� i Jezuick� pod oknami komendy. Nosili�my podr�bki adidas�w i trampki. Albo zamszaki. Tak, zamszaki, przede wszystkim zamszaki. Be�owe, mi�kkie, sznurowane na cztery dziurki. Chodzi�o chyba o pacyfizm, �agodno��, te rzeczy, chocia� niekt�rzy czasem si� napierdalali. Z takiego zamszaka te� mo�na by�o nie�le komu� zapali�. Jak pada�o, robi�y si� ca�kiem do niczego. W og�le jak pada�o, to trzeba by�o gdzie� si� schowa�. Kelnerki tego nie lubi�y, chocia� knajpy by�y pa�stwowe i kobitki jecha�y na pensji. Jakby�my wygl�dali troch� normalniej,12to by�oby nam l�ej, ale m�odo�� nie uznaje kompromis�w i w ko�cu nas wywalali z ka�dej knajpy. Taki na przyk�ad Jasio � w tamtych czasach wszyscy musieli go bra� za wariata. Nawet teraz ludzie by si� za nim ogl�dali. By� z jakiej� podlubelskiej wsi i chodzi� z Pismem �wi�tym. Nie mieli�my uprzedze�. Dopiero potem si� okaza�o, �e naprawd� chce nas nawraca� na jaki� zwariowany pury-tanizm. Przypomina� Charlesa Mansona w takiej troch� ch�opskiej wersji. Bez przerwy gada� o mi�o�ci. Brali�my to dos�ownie i wtedy si� okaza�o, �e zasz�o nieporozumienie. Nadawa� nam jakie� biblijne imiona. Tak, mia� w sobie co� z aposto�a, ale wybra� sobie kiepski czas i miejsce. Nie nadawali�my si�. Spokojnie m�g� gdzie� zagra� �wi�tego Paw�a. Strasznie si� w�cieka�, gdy dziewczyny siada�y ch�opakom na kolanach. Cholernie czarny, cholernie zaro�ni�ty i umi�niony jak kowal. Chodzi� za nim And�elo, najwierniejszy ucze�. Tak musia� wygl�da� �wi�ty Jan. Blondyn, bez brody, z nieobecnym spojrzeniem, cichy jak �wir, kt�ry mo�e w ka�dej chwili odlecie�. Pochodzili chyba z jednej wsi. Obydwaj mieli twarde, mocne d�onie wie�niak�w. Niewykluczone, �e Pan pos�a� ich pomi�dzy nas, ale niewiele zwojowali. Nie mieli poj�cia o Floydach ani Joplince. And�elo nosi� w chlebaku flet i wygrywa� jakie� smutne, pastuszkowe melodyjki. Chyba sam je uk�ada�. Mia�em d�insow� kurtk� z obci�tymi r�kawami, nic z tego nie rozumia�em, ale wszystko mi si� podoba�o. Przesta�em chodzi� do szko�y. Tramwaj rusza� z przystanku, rozp�dza� si� i ha�asowa� jak startuj�cy odrzutowiec. Po�owa ch�opak�w z klasy nosi�a zaprasowane spodnie i kanciaste nesesery po czterysta pi��dziesi�t z�otych sztuka. Wszystkie by�y czarne. Jak pierwsze samochody Forda. Pocz�tki elegancji zawsze s� skromne. Nesesery by�y z twardego plastiku. Mo�na by�o gra� na nich w karty. Jak na stoliku. Nigdy13nie mia�em nesesera. I nigdy nie przysz�o mi to do g�owy. By�em outsiderem. Pierwszy w szkole ostrzyg�em si�. na �yso. W 77-mym. Po pijanemu. W wannie. Matka si� za�ama�a. Pierwszy i ostatni, bo nie pami�tam, aby k...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]