Jako i my odpuszczamy naszym winowajcom, eBooks txt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Deborah WesselJako i my odpuszczamy naszym winowajcomOjciec Malone przesta� modli� si� o spe�nienie swojegonajwi�kszego marzenia od dnia, gdy sko�czy� pi��dziesi�tlat. Ju� jako m�ody cz�owiek prosi� Boga o dar pi�knejwymowy i o �ask�, dzi�ki kt�rej potrafi�by swoim przyk�ademzach�ci� jakiego� ch�opca do obrania stanu duchownego. Teraz,jako ma�o przedsi�biorczy, ale zapracowany ksi�dz w parafii�wi�tego R�a�ca mia� zbyt wiele rzeczy, o kt�re powiniensi� modli�. Czasami by� tak zaj�ty, �e w og�le brakowa�o muczasu na modlitw�.Jednak tego w�a�nie ranka ojcu Malone przyda�aby si�chocia� odrobina elokwencji. Co roku w czerwcu wyg�asza�kilka szczerych, porywaj�cych s��w do grupy m�odzie�y, kt�ramia�a przyst�pi� do sakramentu bierzmowania. Tegorocznekazanie by�o jeszcze mniej udane ni� zwykle. Nast�pnego dniaprzyje�d�a� z Bostonu biskup Davison. Ojciec Malone jasnopowiedzia�, �e od m�odzie�y, wkraczaj�cej w doros�echrze�cija�skie �ycie oczekuje zachowania odpowiedniego dopowagi sytuacji. Potem przez prawie kwadrans nak�ania�uczni�w do przeanalizowania cel�w, jakie stawiaj� sobie w�yciu i do por�wnania ich z nauk� Chrystusa. Jednak w tymczasie klasa starannie przygl�da�a si� blatom �awek,ubraniom koleg�w, a przede wszystkim zegarowi wisz�cemu na�cianie.- Tak wi�c, dziewcz�ta i ch�opcy - ko�czy� ojciec Malone,kt�ry nagle poczu� si� zm�czony d�wi�kiem w�asnego g�osu -powinni�cie bra� przyk�ad raczej z waszych rodzic�w inauczycieli, a najbardziej z nauki naszego Pana JezusaChrystusa, nie za� z gwiazd rocka i aktor�w, kt�rzy...Jeden z ch�opc�w zachichota� nagle, patrz�c na innego,kt�ry udawa� gitarzyst�; siedz�ce obok dziewczyny zacz�ysi� �mia�. Siostra Anna, stoj�ca z ty�u klasy, spojrza�a ichcia�a ju� podej�� w ich kierunku. Jednak ojciec Malonepotrz�sn�� przecz�co g�ow�. Spokojnie sko�czy� m�wi� iwyszed�, ledwie s�ysz�c uprzejme podzi�kowania zakonnicy.Tego wieczora ojciec Malone usiad� na najmniej wygodnym,krytym szorstkim materia�em fotelu. Chcia� by� pewny, �enie za�nie i zacz�� si� zastanawia�, czym jeszcze powiniensi� zaj�� w tym tygodniu. Mia� przecie� na g�owie mas� sprawadministracyjnych - bud�et, projekty, raporty. Wszystko, coby�o zwi�zane z dzia�alno�ci� nowoczesnej, du�ej parafii.Ojciec Malone by� doskona�ym administratorem. Chcia�byjeszcze by� lepszym ksi�dzem. Spojrza� przez okno. Zeswojego miejsca widzia� czubki klon�w otaczaj�cych boisko podrugiej stronie ulicy i fragment spokojnego, wieczornegonieba. W�a�ciwie nie lepszym, ale bardziej bezpo�rednim,takim, kt�ry budzi�by zaufanie i sympati� na r�wni zszacunkiem. Kiedy by� ch�opcem, ojciec Simmons stanowi� dlaniego najwi�kszy autorytet i to on w�a�nie sprawi�, �e m�odyMalone otworzy� swoje serce na wezwanie Ko�cio�a. Terazs�u�ba i po�wi�cenie by�y ostatni� rzecz�, kt�ra poci�ga�am�odzie�. Czy obecno�� ojca Simmonsa mog�aby co� zmieni�?Czy umiej�tno�� nawi�zania kontaktu z lud�mi jest naprawd�taka wa�na...?- To bardzo interesuj�ce pytanie, ojcze - powiedzia�biskup, kt�ry pojawi� si� nagle. Szczup�a posta� wyra�nieodcina�a si� od jasnych drzwi korytarza.Ojciec Malone spojrza� przera�ony, wsta� i zacz��gor�czkowo szuka� lampy.- Bardzo przepraszam - powiedzia� zmuszaj�c si� dou�miechu, z kt�rym czu� si� jeszcze g�upiej. Nie zna� tegobiskupa, a mo�e zapomnia� o um�wionym spotkaniu? -Musia�em... Wydaje mi si�...Chyba si� zdrzemn��em. Niezauwa�y�em wej�cia waszej ekscelencji.- Oczywi�cie, �e nie. - U�miech nieznajomego by�rozbrajaj�cy, u�cisk r�ki ch�odny, lecz stanowczy. - Czymog� usi���?- Tak, przepraszam, oczywi�cie. - Bierzmowanie, na pewno oto chodzi. Biskup Davison by� ju� starszym cz�owiekiem,prawdopodobnie zachorowa�.- Zastanawiasz si� - powiedzia� biskup - czy zast�puj�biskupa Davisona. Jeste� zdziwiony moim wczesnym przyjazdemi troch� niezadowolony, �e przy�apa�em ci� w czasie drzemki.Usi�ujesz sobie przypomnie�, czy ju� kiedy� si� spotkali�my.Ksi�dz zaczerwieni� si�. - Obawiam si�, �e...- Nie obawiaj si�. - Biskup podni�s� r�k� i ojciec Malonenagle poczu�, �e ogarnia go spok�j. Jaka� dziwna,obezw�adniaj�ca si�a zatrzyma�a go w fotelu. Biskup by�pe�nym godno�ci, wysokim, przystojnym m�czyzn�, w oczachmia� co� dziwnie jasnego i nieruchomego.- Nie obawiaj si� - powt�rzy�. - Chcia�bym po prostuporozmawia� z tob� o problemach Ko�cio�a i podsun�� ci kilkamy�li. Mo�e zdo�am ci pom�c w pokonaniu twoich problem�w.- Moich?- Tak. M�wi� o twoich problemach w nawi�zywaniu kontaktuz m�odzie��. O twoim, nazwijmy to, braku elokwencji. Ludzienie czuj� si� z tob� swobodnie, ojcze. Nie trafiasz do nich.Ojciec Malone zamkn�� na chwil� oczy i potrz�sn�� g�ow�.Zupe�nie nie m�g� zebra� my�li.- Bardzo chcia�by� do nich dotrze�, prawda? - Biskupm�wi� dalej. Jego g�os by� spokojny, ale stanowczy. - Nieogranicza� si� do spraw administracyjnych, ale by� duchowymprzewodnikiem swojej parafii. Pragniesz, aby m�odzi ludzieposzli za twoim przyk�adem i wst�pili w stan duchowny.Czy� nie, ojcze? Czy nie jest to twoim najwi�kszympragnieniem?Ksi�dz spr�bowa� wsta�, ale delikatna si�a zatrzyma�a gona miejscu.- Zapewniam ci�, �e to bardzo wznios�y cel - powiedzia�biskup nagle o�ywiony. - W naszym kraju coraz bardziejbrakuje ksi�y. W 1967 - przepraszam za ten kr�tki wyk�ad -w 1967 roku w Stanach Zjednoczonych by�o sze��dziesi�ttysi�cy ksi�y. Dzi� zosta�o ju� tylko czterdzie�ci pi��, aliczba wiernych znacznie wzros�a! Czy wiesz, jaki jest dzi�przeci�tny wiek ameryka�skiego ksi�dza? Wiesz?- Przypuszczam, �e mniej wi�cej taki, jak m�j. Oko�opi��dziesi�tki?- Pi��dziesi�t dziewi�� lat, ojcze. Pi��dziesi�tdziewi��! - Biskup podkre�la� ka�de s�owo uderzaj�c d�oni� opor�cz krzes�a. - Niebezpiecznie blisko wieku emerytalnego,przyjacielu. A co si� stanie, kiedy oni przestan� pracowa�?Kto zast�pi ich w s�u�bie Bo�ej?Ksi�dz potrz�sn�� g�ow� nic nie m�wi�c. By�o to pytanie,kt�re sam cz�sto sobie zadawa�, z odrobin� goryczyobserwuj�c, jak ch�opcy ignoruj� go w czasie lekcji i drwi� zniego.- �miej� si� z ciebie - powiedzia� biskup mi�kko, bezironii. - Ale nie z twojej wiary. Oni po prostupowierzchownie oceniaj� twoje zachowanie, spos�b bycia. Tocecha wszystkich m�odych ludzi. Wydajesz im si� zimny inieszczery.Ojciec Malone spojrza� przed siebie, zawstydzony prawd�,kt�r� us�ysza�. Ten cz�owiek nie myli� si�.- Ja du�o wiem, ojcze. Wiem, �e twoje �ycie wkr�tce si�zmieni.Ojciec Malone spojrza� zaniepokojony. - Czy moja pracatutaj... hmm... czy maj� zamiar si� mnie...- Nie, nie, nic takiego. Po prostu chc� ci da� szans�. -Biskup si�gn�� do kieszeni i wyj�� g�adkie, srebrne pude�ko.- Kiedy� za�atwiali�my takie sprawy za pomoc� wizji itajemniczych g�os�w, ale dzi� to denerwuje ludzi. Zreszt�osi�gni�cia techniki s� tak wygodne.Skierowa� pude�ko w stron� telewizora stoj�cego w rogupokoju. Na ekranie pojawi� si� bardzo wyra�ny obraz. Mia�osi� wra�enie, �e to rzeczywisto��. Ojciec Malone zobaczy�siebie, siedz�cego przy g��wnym stole w czasie jakiej�oficjalnej uroczysto�ci. Na pewno to by� on, ale ca�kiemsiwy. Twarz mia� pooran� zmarszczkami. Widzia� siebie jakostarego cz�owieka.- To przyj�cie wydane z okazji twojego przej�cia naemerytur�. Masz ponad siedemdziesi�t lat. Sp�jrz uwa�nie natwoich towarzyszy przy stole.By�o tam oko�o dwunastu ludzi, w r�nym wieku. �miali si�i �artowali, ale ich uwaga przez ca�y czas skupiona by�a nanim. W oczach wida� by�o podziw i mi�o��.- To twoi uczniowie, ojcze. Taki �arcik na twoj� cze��.Oni wszyscy odkryli w sobie powo�anie kap�a�skie pod twoimwp�ywem. A jest ich jeszcze wi�cej! Najm�odszy, jak mi si�wydaje, b�dzie wtedy mia� dziesi�� lat. Pomy�l, jak wieledobrego mogliby uczyni�.Znowu poruszy� srebrnym pude�kiem i obraz znikn��. Ksi�dzjeszcze raz spr�bowa� wsta�, walcz�c z obezw�adniaj�c� godziwn� si��.- Kim jeste�? - zapyta�, zdziwiony strachem we w�asnymg�osie. - O co chodzi?Biskup siedzia� spokojnie.- Jestem Szatanem - powiedzia� i u�miechn�� si�uspokajaj�co. - Albo raczej jednym z wciele� Szatana. Tojest o wiele bardziej skomplikowane, ni� wy, ludzie, sobiewyobra�acie. Wybra�em tak� posta�, �eby nie zdziwi�o ci� mojepojawienie i by� mnie wys�ucha�. Uda�o mi si�, prawda?- To mi si� �ni. Musia�em zasn��.- Oczywi�cie. Ale zapewniam ci�, �e nie obudzisz si�,zanim nie sko�czymy rozmowy. Nie jeste� ciekaw, co chc� cizaproponowa�?Biskup - wci�� trudno by�o my�le� o nim inaczej -skrzy�owa� r�ce i czeka�. Ojciec Malone przeszed� przezpok�j, pr�buj�c odzyska� jasno�� umys�u. Doszed� do drzwi,potem odwr�ci� si�.- Przypuszczam, �e sam mi to powiesz - us�ysza� sw�jg�os.- No, prosz�!- Chcemy tylko duszy - powiedzia� POWOLI biskup. - Jednejduszy.- Mojej! Chcecie, �ebym sprzeda� wam swoj� dusz�?- Nie, prawd� m�wi�c, nie twoj�. Czyj�� dusz�.Znowu poruszy� srebrnym pude�kiem. Tym razem obraz by�ciemniejszy, postacie id�ce noc� po ulicy. Jedna z nich -m�ody ch�opak - zatrzyma�a si� i wydawa�o si� jakby spojrza�ana Ojca Malone.- Anthony da Silva - powiedzia� biskup - Tony. Poznajeszgo?By� to typowy mieszkaniec rybackiej wioski w NowejAnglii. M�ody, ciemnow�osy, wyra�nie portugalskiegopochodzenia. Ale arogancja, rysuj�ca si� na jego twarzy,mia�a w sobie co� znajomego. - Chyba tak - powiedzia�ksi�dz. - Czy on jest z mojej parafii?- Oficjalnie tak. Ostatni raz by� na mszy w wiekudwunastu lat. Teraz ma siedemna�cie. Kilka miesi�cy temuwybi� szyb� w twoim samochodzie pi�k� baseballow�. Robi�e�mu na ten temat wym�wki. Zastanawia�e� si� nawet, czy niezrobi� tego specjalnie.- Teraz pami�tam. - Ojciec Malone przypomnia� sobie nietyle twarz ch�opca, ile jego szyderczy...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]