Japonskie ciencie, eBooks txt

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Krzysztof KotowskiJapońskie cięcieROZDZIAŁ 1Pan Czesio z pewnociš nie miał zbyt inteligentnej miny. Jego wyłupiaste oczyspoglšdały zestrachem w kierunku butelek z wódkš, a zęby szczękały za zaciniętymi ustami,jakby od kilkugodzin stał na mrozie. Ręce, które trzymał na blacie, pociły się niemiłosiernie,ale bał się sięgnšćpo chusteczkę.Pan Czesio był człowiekiem doć otyłym i nie lubił zbyt ciasno zapinać paska.Teraz jednak,w tej doć stresujšcej chwili, poczuł, że spodnie zsuwajš mu się coraz bardziej,co zwiększyłojeszcze jego przerażenie, bo odwrócony był, nie da się ukryć, tyłem do sali.Lokal zwany przez okolicznych pijaczków pieszczotliwie U Kotka którego zresztšbyłwłacicielem o tej porze zwykle wiecił pustkami. Obecnie nie było tu nikogoprócz niegoi faceta o twarzy wymuskanego gogusia, w okrutnie niemodnym już garniturze.Gogu stał spokojnie tuż obok, trzymajšc pistolet wycelowany niestety w jegogłowę.Zrozumiałe pytanie? spytał beznamiętnie.Tak, tak, jasne, oczywicie, bez wštpienia dukał pan Czesio najszybciej jakpotrafił,z lękiem oczekujšc na rozwój wypadków.No więc?Ja jej nie widziałem... może kto inny. Zwykle jestem na zapleczu i...Spodnie opadły ci już do pół dupy, a wcišż kręcisz. Mina Gogusia nie wróżyłanicdobrego.Nie kłamię... aaaa, włanie co sobie przypomniałem!Zamieniam się w słuch. Gogu zajrzał panu Czesiowi głęboko w oczy.Mógłby pan jeszcze... tak trochę dokładniej jš opisać? wyjškał barman,czynišc pewnestarania, aby na jego twarzy pojawił się niemiały umiech.Wysoka blondynka, szafirowy piercionek, niebieska sukienka, długie włosy...Aaaaa, ta pani. Noooo... była tu, ale chyba nie sama... Pot z jego twarzyciekał jużstrumyczkami.Gogu zacisnšł zęby i pewniej chwycił pistolet.Długo tu byli?Godzinę, może trochę dłużej.Znasz tego faceta?To taki lekarz. Wpada tu czasem i podrywa laski... to znaczy, towarzyszyróżnym paniom.Czy oni...?Bardzo kulturalnie się zachowywali odparł szybko Czesio, zażegnujšc wzarodkuniebezpieczeństwo. Szczególnie ta pani. On wpada tu częciej.Wiem, łajzo, że wpada. Dlatego tu jestem!Może piwko? Panu Czesiowi udało się wreszcie umiechnšć.Whisky z colš. Gogu opucił pistolet.Barman podcišgnšł spodnie i podreptał do półki, aby zdjšć z niej butelki. Nalałszybko doszklanki trochę szkockiej, po czym profesjonalnie odmierzył tyle coli, iletrzeba. Kłopotliwy goćstał chwilę bezradnie przy barze, a następnie schował broń, wzišł szklankę iwypił jednymhaustem jej zawartoć.Popraweczka? jęknšł niemiało pan Czesio.Nie wiem. Gogu wyranie robił się coraz smutniejszy.No to popraweczka.Nie żałował whisky, majšc nadzieję, że uspokoi faceta przynajmniej na pewienczas.Obserwował teraz uważnie, jak tamten ponownie wychyla drinka, stawia cichoszklankę nablacie i niczym zahipnotyzowany odwraca się, by ruszyć do wyjcia. Przez chwilękrokomGogusia towarzyszyła niemal absolutna cisza. Pan Czesio pełnym przerażeniawzrokiempożegnał go, a następnie opadł ciężko na najbliższe krzesło. Siedział tak jakiczas, patrzšczamylony w dal jak żołnierz w radzieckim filmie wojennym, aż wreszcie wolno idostojniewycedził: Kurrrrwa!Doktor Robert Czechowicz nie bez zdziwienia stwierdził, że zginęły mu majtki.Jeszcze razuważnie przyjrzał się Jolce leżšcej wcišż w łóżku i z jej zalotnego umiechusłusznie odczytał,kto za tym stoi.Nie wygłupiaj się, spónię się do roboty. Oddawaj gacie! zarzšdził nieznoszšcymsprzeciwu tonem.Dziewczyna podniosła się wolno, nie spuszczajšc z niego wzroku. Jej nagoć miłokontrastowała ze skromnym wyposażeniem kawalerki Czechowicza. BałaganiarstwoRoberta nieprzeszkadzało jego przyjaciółce, dawało za to doskonałš pożywkę dla kpin iżartów. Najwyżejtrzydziestometrowe mieszkanko pełne było ciniętych pod ciany ksišżek, papierówniewiadomego pochodzenia, nierzadko ubrań wyrzuconych z szafy przy okazjiszukania czegopotrzebnego, a nawet butelek po coli, sokach owocowych i... wódeczce. Doć dużomiejscazajmowały co prawda półki na ksišżki niemal całkowicie wypełniajšce dłuższšcianęnaprzeciwko okien, ale nawet tam trudno było o porzšdek, szczególnie że nie byłypełne. Szafatuż przy wejciu do przedpokoju była oczywicie otwarta, dzięki czemu Jola mogłabez problemuskontrolować jej zawartoć.Podeszła teraz do niego wolno, jakby każdy krok wymagał przemylenia, idelikatnie zakryłamu oczy dłoniš, umiechajšc się zalotnie.A ty jeste chirurg miękki błyskawicznie zjechała palcami w dół ciałaRoberta czytwardy?Czechowicz drgnšł.Sytuacja staje się coraz bardziej niebezpieczna mruknšł, czujšc zniepokojem, co Jolkawyprawia palcami.Niebezpieczeństwo to twój żywioł powiedziała z ironiš.Nie żartuj. Robertowi nadludzkim wysiłkiem udało się wyrwać z jej ucisku,co byłoniestety trochę bolesne. Ten twój mafioso biega za mnš po całym miecie.Spokojnie, jest niegrony. Ma tylko romantyczne usposobienie. Dam sobie z nimradę.Dzi rano wystraszył podobno pana Czesia z Kotka. Witek mi mówił przeztelefon. Machałskurwiel spluwš tak, że biedak mało nie padł trupem na sam jego widok.Mówiłam ci, że ma romantyczne usposobienie. W końcu ma zostać moim mężem.Po co to robisz? Przecież i tak nigdy za niego nie wyjdziesz.Nigdy nie mów nigdy. wiat pełen jest niespodzianek.Jolka, to jest bandyta. Powinien siedzieć w pudle. Czechowicz zanurkował podłóżkow poszukiwaniu majtek.Przesadzasz. To ty powiniene siedzieć za te setki złamanych sercniewiecich...Setki. Robert popukał się w czoło rozdrażniony przedłużajšcymi sięposzukiwaniami.Mogłaby mi pomóc?!Sš w przedpokoju. Parsknęła miechem, opadajšc na łóżko.Czechowicz pobiegł w kierunku drzwi wejciowych. Slipki wraz z koszulkš ispodniamileżały na podłodze.Jasna cholera, spónię się! Która godzina?! krzyknšł do dziewczyny.Trochę po siódmej. O której masz być w szpitalu?O wpół do ósmej. Mam dzi noc, a nie spałem ani chwili.Przepisz się na dyżurze.Zwariowała?! Przecież dzisiaj sobota. Wypadków wystarczy do rana.Widzšc, że Robert jest naprawdę zaniepokojony, Jolka szybko sięgnęła po sukienkęi buty.Podrzucić cię?Nie, pojadę swoim. Jeste gotowa?Sekunda, pójdę tylko po torebkę do łazienki.Przerażenie w oczach pacjenta nie gasło. Młoda pielęgniarka starała się gouspokoić nawszelkie możliwe sposoby, ale kiedy sama poczuła, że wpada w panikę, zawołałapospiesznieCzechowicza.Panie doktorze, mam tu pogarszajšcy się stan!Co masz? skrzywił się Robert, ale na szczęcie nikt nie usłyszał jego uwagi.Jeszczechwilę! krzyknšł w kierunku pielęgniarki, ale tak, by nie przestraszyćstarszej kobiety, nadktórš się włanie pochylał. Proszę się nie martwić zwrócił się teraz doniej. Niczegogronego u pani nie widzę i mylę, że to dzisiejszy upał spowodował chwiloweomdlenie. Nawszelki wypadek chciałbym jednak zatrzymać paniš na obserwacji, zgoda?Ale ja się dobrze czuję, panie doktorze...Wierzę, ale jest już noc. Ochłodziło się i stšd lepsze samopoczucie. EKG jestw porzšdku,ja na razie, jak mówiłem, też niczego złego nie widzę, ale chciałbym panišpoobserwować dwa,trzy dni. Boli paniš czasem głowa? Raz jeszcze zajrzał pacjentce w oczy,zwracajšc szczególnšuwagę na reakcje renic.Oj, panie, cišgle!Bierze pani jakie proszki?A ten łapap, czy jak on tam... córka mi daje.I przechodzi?Przechodzi, przechodzi, panie doktorze.No to dobrze. Proszę tu chwilę poczekać, zaraz doktor Sawicki się panišzajmie. Spotkamysię póniej, dobrze?Dobrze, dobrze, panie doktorze, ale ja się dobrze czuję... Robert przebiegłwzrokiem po saliprzyjęć. Zaczynał się robić coraz większy ruch. Drzwi na korytarz już sięwłaciwie niezamykały, a lekarze i pielęgniarki nie mieli nawet chwili, by usišć. Niespodziewał się, że ta nocbędzie aż tak ciężka. Teraz stało się jasne, że do drugiej, trzeciej możezapomnieć o odpoczynku.Zwykle włanie dopiero o tej porze, po pierwszej fali, na pewien czas wszystkosię uspokajało,by nad ranem znowu wrócić do stanu z pónego wieczoru.Czechowicz nabrał głęboko powietrza i zmrużył lekko oczy, jakby to miało pomócmusprawniej podsumować sytuację. Na pierwszym stole przytomny pacjent, 45 lat.Silne, piekšcebóle zamostkowe, niepokój. Na drugim postrzelony chłopak, przed chwilšprzywieziony, obokprzerażona młodziutka pielęgniarka. Na trzecim facet po wypadku motocyklowym,chybazłamana noga, ale ogólny stan dobry.Do sali pospiesznym krokiem wszedł młody, zdolny i, jak twierdziła większoćpielęgniarek,diabelnie przystojny neurolog Marek Sawicki w towarzystwie dowiadczonegokardiologaStefana Koucha, faceta przy koci, ale jak na swój wiek i wagę wyjštkowoenergicznegoi ruchliwego.Podeszli do Roberta, uważnie obserwujšc salę.Kobieta po omdleniu, szećdziesišt siedem lat zaczšł Czechowicz, nieczekajšc napytania. Chyba w porzšdku, ale mylę, że trzeba jš jeszcze trochępoobserwować. Obiecałem,że zajmiesz się niš, Marek.Jasne. A ten, przy którym stoi Zozuń? Sawicki przełknšł resztki kanapki.Serducho, to dla Stefana. Niech Zozuń wraca na górę. Kouch bez słowa ruszył wkierunkułóżka, na którym leżał pacjent z bólami zamostkowymi.Pani Aniu! rzucił szybko Robert do przechodzšcej pielęgniarki.Tak, panie doktorze?Proszę wzišć pacjenta z trójki na pierwsze piętro i zawołać doktoraBażyńskiego.Przepraszam, panie dok... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • red-hacjenda.opx.pl