Jasnosc i czern, eBooks txt

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wanda BacewiczJasno�� i czer�2Copyright by Wanda BacewiczWydawnictwo �Tower Press �Gda�sk 20013Stoj� w ciemno�ciZamkn�am oczystoj� w ciemno�cirozpo�cieram j� w sobieby �wiat ujrze� na nowoi oto obrazdal a� po horyzontna niej kreseczkacz�owiek zagubiony w przestrzeni ?idzie przed siebieale sk�d i dok�d ??nie wiecho�by na najwy�szy wspi�� si� szczytogromu nie pojmieidzie �mudnie do swego kresujeszcze chwilai zniknieStoj� w ciemno�cina nowo dal wskrzeszamjeszcze rozleglejszakreseczki dopatrze� si� ju� nie mog�4NaprzeciwkoNa wprost mego oknakto� z twarz� przy szybie ?co widzi przed sob�opr�cz szarej �cianymojego domulub brzegu ulicygdzie ludzie ze swym ci�arem�piesz� byle szybciejdo swego mrowiska?co widzi pr�cz skrawka niebazamkni�tego na cztery spustyw te bure dni listopadowe?Uchylam oknoaby da� znak nieznajomej??jestem tu naprzeciwkoo czym my�lisz?czego wypatrujesz? ?pytam na migiale jej oczy s� niemeczuj� �e nic nie widz�poza z�ud�kt�r� w sobie kryj��yj�c tymco minioneRozumiemi dla mnietera�niejszo�� tylko dodatkiemdo sn�w na jawiejednak zbud� si�odpowiedzbym nie my�la�a�e� tylkomoim urojeniemczy mo�e odbiciem5Pochwa�a wyobra�niKilka krok�w wszerzkilka wzd�u�m�j wspania�y azyl ?nieto nie ironiaprzestrze� wystarczaj�caje�li zwa�y��e my�l nie ma wymiar�wPrzywo�ajmy ku sobiepustyni� bez kresuzmie�ci si� w naszych oczachi doprowadzi nas mo�edo obszar�w niepoj�tychPrzedziwna w�a�ciwo�� umys�u ?rozszerza granicepozwala istnie� w niesko�czono�cina naszych kilkunastu metrach6Kr�gWchodz� w senw ten ciemny �wiat duch�wnie wiemz kt�rej stronyprzyjdzie wezwanieb�d� sz�a za nimcho�by op�rp�ta� mi nogicho�by pot�ne drzewawyrasta�y przede mn�niczym potworyrozszumia�e gniewemZapadam si� w senpos�uszna mej powinno�cinie l�kam si� nawet w�wczasgdy z rozwartych nagle trumienpowstaj� moi bliscyprzywo�uj�c mnie ku sobie??wi�c jeszcze tu s� ??my�l�??potrzeba im wida�mojej pomocyaby mogli przekroczy�pr�g wieczno�ciBrodz� we �niejak w czy��cowej krainie??zanim sama odejd�musz� zapewneodby� tu pokut�dla tych kt�rzy nie zdo�alioderwa� si� od ziemiogarni�tej b�lemz tego b�lu przecie� powstalii w cierpieniu podj�li odwr�tGdy sen si� ju� ko�czyi oczy powoli odmykamoni nawet wtedy nie chc� mnie opu�ci�s� nadal ze mn�jakby i jaw� chcieli mi odebra�7* * *To rozdarciepomi�dzy ch�ci�wiecznego zapomnieniaa my�l��e kto� mo�e nas potrzebowa�ten l�kprzed opuszczeniemdrogich nam os�bcho� ju� zb�dna zapewnenasza pomocta �mieszna nadzieja�e uda nam si� doczeka��adu wok�8Popi�Patrz� na twarzpe�n� urody i wdzi�kupatrz� i widz�jak ca�y blask z niej opadazamiast z�otych k�dzior�wstrz�py bezbarwnych w�os�wwok� ust gniazdo zmarszczekz jak� to szybko�ci�wyobra�nia moja biegniei dlaczego ku unicestwieniu?gdyby twarze starych ludzinagle w moich oczachdo dawnej �wietno�ci wr�ci�yo ile� �wiat by�by pi�kniejszyPatrz�i widz� wsz�dzieju� tylko popi�jakby wszystko co mnie otaczaspali�o si� od mego wejrzenia9* * *Jak pi�kniegdy deszcz si�pii w b�yskotki oblekawszystko wok�jak�e koj�cy jestjego miarowy szept ?je�li napawa kogo� smutkiemchwa�a mu za toczy� smutek nie jest ziarnemrzucanym w gleb� naszych zw�tpie�czy nie porusza w nasnajtajniejszych pok�ad�waby wyda� nieraz na �wiatdojrza�y owoc b�lu?wi�cej na �wieciedzieci smutkuani�eli uciechybo rado�� ga�nie szybciejni� rozwija si� cierpienieJak pi�kniegdy deszcz si�pii przenikliwiedo serca nam si� podkrada10Wiek dwudziestyCoraz ciemniejdooko�a pustkakroki g�uchoobijaj� si� o brukz dala nik�e �wiat�omiga zwodniczoid� ku niemucho� nie wiemco mi wr�ymo�e to oko wilcze?naglekto� przede mn�ju� si� zbli�abarczystyw r�ku kijwska�e drog�czy uderzy?szukam ratunkutu� przede mn�ga��� zwisa z drzewa??chwyci� j�?czeka�?ten naprzeciwkopodobn� zapewne wa�y my�l11We �nieW�r�d bez�adnychkamienistych uliczekgdzie rozwalone domostwana moich oczachzakwit�a koniczyna ?radosna jasnoliliowa k�pau brzegu ruin ?to by�o takjakby nagle kto� zawo�a�??jeszcze nie wszystko si� sko�czy�o!12Gdy patrz� na nieboGdy patrz� na niebope�ne zmiennych krajobraz�wodbywam najciekawsz�z moich ziemskich w�dr�wekwspinam si� po g�racha potem schodz� w d�ku poszarpanym brzegom rzekirozlewaj�cej sw�j b��kita� ku fioletowiprzeciwleg�ego cypla ?woda nagle osaczonaprzez gromad� lesistych wysepekna moich oczachzmienia sw�j bieguwa�nie obserwuj� statekmiarowo ko�ysz�cy si�na w�skiej ju� teraz strudzewreszcie p�yn� nimp�ki nie utopi si�w purpurze zachodu13TryptykI. Mowa lasuId� przez lasjest latoskwarprzystaj� nad mrowiskiemprzygl�dam si� mr�wkompatrz� z podziwemjak d�wigaj� ci�aryponad miar�a ja mog� sobie le�e�na cienistej polaniewpatrywa� si� w drzewas�ucha� �piewu wilgibrz�czenia owad�wobserwowa� jak paj�czynymieni� si� w zaro�lachgdy b�yska s�o�ce??a mo�e to ju�moje ostatnie lato?twarz zanurzam w traw�chciwie s�uchammowy lasu14II. SadStoj� u brzegu sadupatrz� na bia�e pniei b�yszcz�c� ziele�na �awce pod jab�oni�otwarta ksi��kaale co mi tam czytaniewol� s�ucha�jak wiatr str�ca owoceczerwieni� si� w trawietak soczy�cieobejmuj� wzrokiemmoj� pogodn� przysta�chc� j� zapami�ta�na m�j wszystek czasIII. ZagonyPoza ogrodzeniem domostwazagonyzagonyid� miedz�w�r�d zb�skowronek mi nad g�ow� �piewau n�g pl�cz� si� chwastyw dali ��kaoczywi�cie strumykniezapominajkia jeszcze dalejprzestrze� nowych zagon�wogromna�eby tak mo�na by�ozapomnie� o wszystkimi�� i��a� do ko�ca15Jezioro jesieni�Woda prawie nieruchomacho� w g��bi tysi�ce �yj�tekkrz�ta si� wok� swego domuzabiega o pokarmg�adk� powierzchni�tr�ca pyszczkamiwoda tylko drgaa przecie� bywa�o�e fale miota�y o brzegzmierzwion� pian�z dzikim przy�piewemDzi� jezioro drzemiem�tne od lenistwai chcia�oby si� zawo�a�??uderz w dzwonyzbud� topielc�wniech wo�aj� o ratunekdo�� �e jastoj� tu na brzegubez jednego s�owa16Noc�Sen ulecia� ?Otwieram oknoi patrz� na nieboca�e w z�ocistej po�wiacie ?domy jak martweciemnymi bry�ami majacz�nikt nie idzie ulic�cisza wielkaw jakim to �wiecieludzie b��dz�cico zanurzeni w falach snui cico oka jeszcze nie zmru�yli?jakie� to widziad�a u ich powiekile my�li udr�czonych?dobrze wiemco to otch�a� nocy bezsenneja czasem i tej kt�ra nam grozimagi� szpetnych obraz�wani si� od nich uwolni�ani je przezwyci�y�uparcie nas trzymaj�w swym zamkni�tym kr�guwi�c gdy okno ju� zamykami w pustk� ulicyostatnie rzucam spojrzeniez l�kiem my�l�o nowych zjawach sennychale bywaze otwiera si� przede mn� krainape�na jasno�ci i spokojuwtedy pragn�aa zawsze w niej pozosta�17* * *Ile to zadajemy sobie pyta�bez odpowiedziwci�� si� nasuwaj�te same i nowewzbogacone o niedostatek wiedzyalbo o wiedz� pe�n� w�tpliwo�ciwi�c post�puj�c naprz�dwci�� stoimy w tym samym punkciew kt�rym zbiegaj� si� rado�cinie spe�nione do dnaco nam przyniesie ostatnia chwilaczy westchnienie ??nareszcieczy pe�ne grozy??a wi�c to ju�cho� nie odpowiedzieli�my sobiena tyle pyta�18Zwyci�stwoprof. dr. Wiktorowi DedzeLudzko�� to jakby wielkie winogronozawieszone w przestrzeni�mier� zrywa jego jagodywed�ug �ci�le okre�lonego planute co z brzegu ??przejrza�esame odpadaj�po inne �mier� si�ga z rozmys�emwy�awia je ze �rodkacho� skryte w ki�cijeszcze celu nie osi�gn�yale s� i takiekt�re nie dopuszczaj� �mierci do siebiep�ki zadania swego nie spe�ni�i to chyba najwi�ksze zwyci�stwowoli nad materi�19Ludzie i przedmiotyIPochylam si� nad sto�emi s�ysz� jak jego deski.d�wi�cz� �a�o�niepod dotykiem heblaa gdy si�gam jeszcze dalejs�ysz� wezbrany szum lasu�egnaj�cego powalone drzewa ?ju� je ci�gn�przeklinaj� ci�arpotem przyjd�pi�y i siekiery ?co te� musia�e� prze�y�stolejak ci� poskramianoaby� mi s�u�y� pokornieIILe��jest mi dobrzewygodnieale sen nie przychodziwi�c my�l� o tymjakie to r�cezak�ada�y spr�ynynaci�ga�y pasyobija�y wierzchmojego tapczanuczy by� to rzemie�lnikz piosenk� na ustachczy zm�czony �yciemstary cz�owiek?o czym duma�trudz�c si� robot�?czy si�ga� do �r�de�swoich niepowodze�20czy jak automatspe�nia� swe zadaniebyle sko�czy� jak najpr�dzej?gdybym mog�a odczyta��lady jego dozna�kt�re gdzie� tu przecie�musia�y pozosta�w tym pudlena kt�rym le��IIIGra�ynieM�j fortepian stoi cichynikt go nie dotykaczasem tylko si� odezwiegdy kurz �cieram z klawiszya przecie� pe�en jest muzykiwystarczy przymkn�� oczyi wyt�y� pami��rozbrzmiewa akordamikt�re w nim powstawa�yi uparcie powtarzan� fraz�cierpliwie formowan�a� do ostatecznego kszta�tu ?napinam zmys�yoto powstaje z martwychwiotka posta�widz� j� wyra�niepochyla si� nad nutamimy�l swoj� notuje ?instrumencieprzyjacieluzachowaj dla mniete chwile21IVTo jej palceprzyszywa�y lam�wk�do mojego swetraaby go upi�kszy�Palce ju� prochem w ziemia zu�yta szmata istniejedo oczu mi podbiegaprzypomnieniemTylko jedno �amie bana�tych rozwa�a�??trzeba by� kochanymaby z martwych powsta�VKufer ozdobny z dawnych latpe�en pami�tkowych sukiennikomu ich da�takie smuk�e w pasiei tyle w nich wspomnie�Prze�yj� i mniea potem stan� si�k�opotliwym balastemdla pokole� nast�pnychp�ki kto� nie wpadniena trafny pomys�??spali� je na ofiar� tejz kt�r� powinny byty odej��22VIW koszu zbi�r list�wz r�nych datz r�nych stron ?litera za liter�wy�aniaj� si� z nichprzedziwne po... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • red-hacjenda.opx.pl