Jazdzynski Wieslaw - ADARA nie odpowiada, ■■ ███████ ■■ e-Booki, ▲ Jazdzynski Wieslaw

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
"ADARA" NIE ODPOWIADAWiesław Jażdżyński„ADARA" NIE ODPOWIADAKRAJOWA AGENCJA WYDAWNICZA, ŁÓDŹProjekt graficzny okładki: Ryszard Wojtyński Redaktor: Halina GawlikRedaktor techniczny: Bożenna Kostrzewa-Nowicka Korekta: Wojciech Zatoń© Copyright by Krajowa Agencja Wydawnicza, Łódź 1985ISBN 83-03-01075-1RSW „Prasa-Książka-Ruch"KRAJOWA AGENCJA WYDAWNICZA ODDZIAŁ W ŁODZIŁÓDŹ 1985nhiA?hie ' Nakład 59.650 • 350 egzPani«"?ć ark ^yd 11 2 ark druk P ~Druk R?,fset kl- v. 70 g, rola 70 cm.CPna ?M ioWG Zaklady Graficzne w Łodzi. Zam. 1966. P-9ROZDZIAŁ IStatek międzygalaktyczny „Adara", najdoskonalsze jak dotąd dzieło konstruktorów z planety Telemetria, pędził w stronę Czarnego Dołu z czwartą prędkością kosmiczną. Murzim, dowódca załogi i zarazem główny nawigator, miał nadzieję, że ryzykowna wyprawa uda się, pewności jednak nie miał. Zazwyczaj działo się tak, że specjaliści z Rady Lotów Międzygwiezdnych wyznaczali dokładnie cel, statek wylatywał punktualnie, w przewidzianym czasie realizował wyznaczone zadanie i wracał co do minuty. Teraz jednak zdany był na siebie, załogę i niezawodną - jak go zapewniano - „Adarę". Na razie zanotował pewne opóźnienie, ale nie wskutek jakiejś awarii statku. Wszystkie urządzenia działały bez zarzutu. Mikrofalowy napęd, umożliwiający osiąganie szybkości ponadświetlnej, w praktyce niewyczerpany, gwarantował dotarcie do każdej planety wszechświata, bez jakiejkolwiek troski o powrót. Tylko przeskoczyć ten Czarny Dół! To prawdziwe piekło dla astronautów i sumiennych badaczy niezmierzonych przestrzeni kosmicznych. Rozkaz Vindemiatrixa, prezydenta Rady, był jasny: wykorzystać wszystkie zalety „Adary" dla osiągnięcia jednego tylko celu - zbadania nieznanej planety, w nieznanym układzie słonecznym, nieznanej galakty-5ki. Żadnych po drodze konfliktów, zatrzymań, postoi, dla zaspokojenia ciekawości, żadnych bójek w kosmosie ani nawet wymiany informacji z kimkolwiek rozumnym. Wyprawa musi być otoczona absolutną tajemnicą. Łatwo to powiedzieć, znacznie trudniej zrealizować. A co do małego zresztą opóźnienia - spowodowały je statki patrolowe robotów. Murzim musiał ukryć przed nimi „Adarę" w gęstej chmurze kosmicznego pyłu i czekać, aż znikną oraz przyspieszyć do maksimum i osiągnąć Czarny Dół w przewidzianym czasie. Przez ten olbrzymi - zdawać by się mogło - nieskończony obszar czasoprzestrzeni nie przechodziły żadne rozumne, logiczne sygnały, żadne dźwięki czy fale elektromagnetyczne, wszystko tu grzęzło jak w gigantycznej pierzynie.Czarny Dół sprawiał wrażenie idealnej próżni, w której nic się stać nie mogło, ginął każdy ślad życia i każde zdarzenie rozłożone w czasie, czas bowiem nie funkcjonował, nie istniały ani ruchy, ani przedmioty, nie istniała także dalekość czy bliskość, nic tu nie miało wymiarów czy głębokości - głucha, milcząca pustka. Murzim wiedział oczywiście, że to tylko złudzenie. W Czarnym Dole właśnie dzięki jego „nieprzepuszczalności" zatrzymywało się wiele informacji z kosmosu, niekiedy bezcennych, poszukiwanych przez naukowców z różnych części wszechświata. Informacje zastygały niejako bez ruchu, ale nie traciły na wartości, układały się warstwami jak książki wielkiej biblioteki, tworząc prawdziwą skarbnicę wiedzy o wszechświecie. Sięgali do niej rzetelni badacze, sięgali i kosmiczni piraci. Nie brakowało ich w galaktyce macierzystej Telemetrii.„Adara" trafiła najpierw na statki kosmiczne krzemko-wców. Ci znani rabusie i konkwistadorzy reprezentowali typ cywilizacji wysoko rozwiniętej pod względem technicznym, opartej na przetwarzaniu krzemu. Wyławiali w Czarnym Dole wszelkie informacje, które mogły ich naprowadzić na trop gwiazd, planet, księżyców, planetoid,6posiadających życiodajny krzem. Rabowali, nie oglądając się na skutki, zniszczyli już wiele gwiazd, doprowadzili do rozpadu tysięcy planet.Murzim nie bał się krzemkowców. Ich ociężałe rakiety, wyładowane zrabowanym surowcem, nie mogły się równać z „Adarą". Zawrócił jednak, zatoczył wielkie koło i dzięki temu nie został dostrzeżony, stracił jednak sporo czasu. Nie tylko zresztą z powodu krzemkowców. Musiał omijać statki równie bezwzględnych niszczycieli kosmosu - żelazowców, miedzianych czy ogniowików. Ci ostatni śledzili pilnie wybuchy na gwiazdach i planetach, zjawiali się natychmiast i przechwytywali wyzwalającą się energię. Przez nich nie powstawały już w tej części wszechświata żadne nowe planety. Galaktyka powoli umierała. Oczywiście rabusiów można było zniszczyć. Telemetria miała odpowiednią broń, na przeszkodzie stał jednak kodeks moralny, obowiązujący od pokoleń: nic cudzym kosztem, nic drogą zagłady lub krzywdy - na te słowa przysięgał każdy mieszkaniec Telemetrii.Opóźnienie „Adary" nie byłoby zbyt wielkie, gdyby nie gromady wędrujących robotów. To był rzeczywiście niebezpieczny przeciwnik. W czasach, które Murzim znał już tylko ze szkoły, nadleciała z odległej galaktyki duża flotylla statków kosmicznych o napędzie fotonowym. Uczeni Telemetrii przypuszczają, że załogi tych statków nie spodziewały się żadnej napaści w tej części wszechświata, zmylił je pewnie Czarny Dół, jego cisza i spokój. Stacje odbiorcze Telemetrii wychwyciły co prawda rozpaczliwe wołanie o pomoc, było już jednak za późno. Ogniowiki rozżarzyły z miejsca statki przybyszów z niewiadomych stron, zginęli, nie pozostawiając po sobie żadnych śladów. Żelazowcy i miedziani także obłowili się nie najgorzej. Całą energię reaktorów zagarnęły, rzecz prosta, ogniowiki. Ocalały jednak odporne na ogień roboty.Zgromadziły się na sztucznym i nikomu niepotrzebnym satelicie, dobrze ukrytym w oparach wodoru. I tam utworzyły z czasem społeczność pałającą chęcią zemsty na wszystkim co żywe. Roboty umiały konstruować i obsługiwać bezbłędnie najbardziej skomplikowane maszyny i urządzenia.W walce o surowiec konkurowały coraz skuteczniej z miedzianymi i żelazowcami, ale zapasy surowca wyczerpywały się powoli. Roboty poszukiwały także źródeł energii fal radiowych, niezbędnych przy utrzymywaniu łączności, ale nie tylko. Zazdrościły wyraźnie Telemetrii, która posługiwała się falami właściwie we wszystkich dziedzinach życia. Pierwszy atak robotów na Telemetrię, jak podawały zapisy historyczne, nastąpił stosunkowo szybko, ale nie był zbyt groźny w ostatecznym rachunku. Natomiast spotkanie z robotami na obszarze Czarnego Dołu mogło być niebezpieczne. Bywało niejeden raz, że ginęły w starciu z nimi samotne statki kosmiczne. Napadnięte za horyzontem wszelkich zdarzeń, nie mogły zawezwać pomocy, broniły się rozpaczliwie, powracały rzadko szczęśliwie, częściej ulegały przemocy. Rabusie porywali przede wszystkim pojemniki fal i aparaty wytwarzające energię falową.Murzim zarządził absolutną ciszę. „Adara" odbierała wprawdzie sygnały z Telemetrii, nie mogła jednak przesłać żadnego własnego sygnału o grożącym jej niebezpieczeństwie. Umilkły mikrofalowe silniki i urządzenia wytwarzające ciepło i światło, zastygły aparaty pomiarowe, pracowały tylko czujniki penetrujące bezbłędnie przestrzeń otaczającą statek. Każdy z członków załogi czuwał na powierzonym mu odcinku. Murzim strzegł osobiście aparatury wytwarzającej wszystkie rodzaje fal. W razie ostatecznego zagrożenia miał ją zniszczyć. Gdyby bowiem ta właśnie wytwórnia fal wpadła w ręce robotów - musiałby nastąpić koniec tej części wszechświata, a może i całego? Naczelny robot, zwa-8ny Demorionem, jedyny i niepodzielny władca żelaznego państwa, nie ukrywał swoich planów. Współpracował z innymi rozbójnikami: krzemkowcami, żelazowca-mi czy wyjątkowo bezwzględnymi ogniowikami. Było jednak jasne, że kiedy pokona Telemetrię - skończy z sojusznikami. Jeśli zawładnie wytwórniami fal - stworzy jedno wielkie imperium robotów, sięgające najodleglejszych galaktyk. Demorion dysponował całą armią doskonałych zwiadowców i szpiegów, wiedział więc ponad wszelką wątpliwość o największym sukcesie naukowców ze znienawidzonej planety radioteleków. Alge-nib i jego zespół odkrył nowy rodzaj fal. Demorion nie znał sposobu przemieniania „wszystkiego we wszystko", musiał więc za wszelką cenę zdobyć wielką tajemnicę uczonych Telemetrii. Dysponował potężnym przemysłem zbrojeniowym i budował rakiety rozmaitego zasięgu, nie tworzył jednak, lecz eksploatował wszelkie dostępne mu zasoby surowca i rabował to, co inni osiągnęli własną pracą.Jak długo trwała cisza? Roboty myszkowały cierpliwie po Czarnym Dole. Szukały pożądanych informacji, głównie o nowych złożach rud, zwłaszcza żelaza, miedzi, aluminium, srebra, platyny, a nade wszystko - złota. Bliższe gwiazdy, planety i planetoidy, doszczętnie obrabowane, zniszczone, nie emitowały już żadnych fal, niczego nie sygnalizowały. Ale dalsze? Fale z odległych obiektów kosmicznych biegły długo, roboty nie znały jednak pojęcia czasu, lecz tylko odległości, które trzeba było pokonać w drodze do nowych złóż.Uczeni Telemetrii przypuszczali, że Demorion, najdoskonalszy z ocalałych robotów pierwszej generacji, jako jedyny zachował w komputerowej pamięci obraz macierzystej planety, zapamiętał stosunki społeczne, obyczaje i sposoby sprawowania władzy. Został zresztą zbudowany na obraz i podobieństwo swoich twórców. Z jego potężnego korpusu wyrastała kula, nazywana gło-9wą. Mieścił się w niej ośrodek dyspozycyjny, tak zwany - mózg, a także specjalne urządzenia pozwalające widzieć i słyszeć na średnią odległość. Z boków na górze wyrastały tak zwane ręce, a na dole tak zwane nogi, pozwalające się poruszać niemrawo po ziemi. Cała ta nieco śmieszna, mało praktyczna i nigdzie dotąd nie spotkana konstrukcja, oparta na technice komputerowej, działała, niestety, coraz sprawniej. Roboty doskonaliły swoją budowę i szybko przystosowywały się do rozmaitych warunków. Posługiwały się sprytnie pomyślanymi silnikami atomowymi, pędziły chmarami poprzez ogień i lodowate zimno, znosiły wysokie... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • red-hacjenda.opx.pl