James White - Szpital kosmiczny 02 - Gwiezdny chirurg, Książki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
1
J
AMES
W
HITE
GWIEZDNY
CHIRURG
Drugi tom cyklu o Szpitalu Kosmicznym sektora
Dwunastego
Przekład: Radosław Kot
2
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Szpital Kosmiczny Sektora Dwunastego wisiał w
próżni już poza dyskiem galaktyki, gdzie nie było prawie
żadnych gwiazd, toteż panowały tu niemal absolutne
ciemności. Na jego trzystu osiemdziesięciu czterech
poziomach odtworzono środowiska odpowiadające
warunkom życia wszystkich znanych w Federacji istot
inteligentnych, począwszy od kruchych mieszkańców
metanowych olbrzymów, przez tleno- i chlorodysznych, po
stworzenia, które przetrwać mogły jedynie w strumieniach
twardego promieniowania. Tysiące iluminatorów jarzyło
się nieustannie różnorodnym blaskiem dostosowanym do
potrzeb pacjentów oraz wielorasowego personelu. Załogom
podchodzących do niego statków Szpital jawił się jako
wyrosła do monstrualnych rozmiarów cylindryczna
choinka.
Do jej powstania przyczynili się zarówno
inżynierowie, jak i psychologowie. Ci ostatni rekrutowali
się głównie z szeregów Korpusu Kontroli, ramienia
sprawiedliwości Federacji. Oni też zajmowali się sprawami
administracyjnymi, jednak do tradycyjnych w całej
galaktyce tarć pomiędzy mundurowymi a cywilnymi
pracownikami służby zdrowia tutaj jakoś nie dochodziło.
Nie notowano także poważniejszych konfliktów wśród
personelu medycznego, chociaż liczył on kilka tysięcy istot
sześćdziesięciu gatunków różniących się nie tylko
wyglądem, zachowaniem i wydzielanymi zapachami, ale i
filozofią życiową. Praktycznie łączyło ich tylko
przekonanie, że zadaniem lekarza jest leczyć chorych.
Cały personel traktował poważnie swoją pracę i
chociaż nie zawsze zachowywał przy tym powagę,
3
tolerancję wobec różnych, niekiedy bardzo znaczących
odmienności uważał za sprawę absolutnie, bezwzględnie
wręcz priorytetową. Brak skłonności do ksenofobii był
zresztą podstawowym warunkiem stawianym kandydatom
do pracy w Szpitalu, którzy potem z dumą deklarowali, że
dla nich wszyscy pacjenci zawsze są i będą równi. Ich
porady były niezmiennie cenione przez specjalistów z całej
galaktyki. Chociaż wszyscy mienili się pacyfistami, toczyli
nieustanną i bezkompromisową wojnę z cierpieniem i
chorobami trawiącymi zarówno jednostki, jak i całe
społeczeństwa.
Czasem jednak zdarzało się, że leczenie nie
przebiegało bezkonfliktowo. Zwłaszcza wtedy, gdy
diagnoza dotyczyła przyczyn zaburzeń funkcjonowania
całych obcych kultur, a kuracja wymagała usunięcia z
chirurgiczną precyzją głęboko zakorzenionych przesądów
albo chorych zespołów wartości. W takich razach nie było
co liczyć na współpracę pacjenta, a działania lekarzy, mimo
ich zdeklarowanego pacyfizmu, mogły doprowadzić na
skraj prawdziwej wojny.
* * *
Poddany obserwacji pacjent należał do dużych:
Conway ocenił jego masę na jakieś pół tony. Przypominał
monstrualną, ustawioną ogonkiem do góry gruszkę. W
górnej części ciała miał pięć grubych mackowatych
wyrostków, a muskularny dół kadłuba sugerował, że istota
owa przemieszcza się podobnie jak wąż, chociaż być może
znacznie szybciej. Cała powierzchnia skóry była
poszarpana i poraniona, jakby ktoś potraktował ją ostrą,
drucianą szczotką.
Conway nie dostrzegał nic niezwykłego w stanie
pacjenta. Sześć lat praktyki w Szpitalu przyzwyczaiło go
4
do znacznie gorszych widoków, zbliżył się zatem, żeby
przeprowadzić wstępne badanie, a tuż za nim stanął
nadzorujący umieszczenie pacjenta w izolatce porucznik
Korpusu. Conway nie lubił wprawdzie, gdy ktoś dyszał mu
w kark, ale zignorował gościa i zajął się chorym.
Pod każdą z pięciu macek widniały otwory gębowe.
Cztery były pełne zębów, piąty zaś krył aparat głosowy.
Same macki wykazywały pewną specjalizację. Trzy były
zwykłymi kończynami chwytnymi, czwarta kończyła się
narządem wzroku, a ostatnia rogatą kostną maczugą.
Najwyższa partia tułowia, którą wypadałoby nazwać
głową, nie miała cech szczególnych. Zwykły czerep
kryjący mózg.
Conway uznał, że standardowe oględziny nie
dostarczą mu więcej informacji, obrócił się więc, żeby
sięgnąć po sprzęt... i zderzył się z funkcjonariuszem
Korpusu.
- Zamierza pan studiować medycynę, poruczniku? -
spytał zirytowany.
Mężczyzna okrył się rumieńcem, co w zestawieniu z
ciemną zielenią kołnierza munduru wyglądało fatalnie.
- Ten pacjent to kryminalista - odparł urzędowym
tonem. - Został znaleziony sam na pokładzie statku
kosmicznego. Wszystko świadczy o tym, że zabił i zjadł
jedynego towarzysza podróży. Przez całą drogę tutaj był
nieprzytomny, ale i tak nakazano mi go strzec jak
najpilniej. Postaram się nie wchodzić panu w drogę,
doktorze.
Conway z trudem przełknął ślinę i spojrzał na
groźną, zrogowaciałą kończynę, która bez wątpienia
pomogła temu gatunkowi wspiąć się na najwyższy szczebel
drabiny ewolucyjnej.
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • red-hacjenda.opx.pl