Jan Kaczmarek - Wystąpienia kolejarzy w Poznaniu w dniu 26 kwietnia 1920 roku, Biblioteka hasło ( 321 ), Historia ...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jan Kaczmarek
Wystąpienia kolejarzy w Poznaniu w dniu 26 kwietnia 1920 roku
Przedmiotem moich wspomnień będą wypadki, jakie zaszły w Poznaniu
w dniu 26 kwietnia 1920 roku, w których dziewięciu kolejarzy ugodzonych
strzałami polskiej policji poniosło śmierć, zaś 30 było rannych.
Gdy sobie uprzytomnimy, że wypadki te odbyły się niemalże w rocznicę
ostatecznej kapitulacji Niemców wobec zwycięskiego powstania
wielkopolskiego, zachodzi pytanie, jakie okoliczności złożyły się na fakt, że
byli uczestnicy powstania ubrani w mundury policji złożyli broń do strzału
przeciw swym kolegom powstańcom ubranym w mundury pracowników
kolejowych.
Dopiero gdy uprzytomnimy sobie ówczesne gospodarcze i polityczne
życie Wielkopolski, zrozumiemy, że ci, którzy oddali bratobójcze strzały, byli
raczej narzędziem tych nielicznych a możnych, którzy w zaraniu naszego
niepodległego bytu państwowego nawet po trupach rodaków zdecydowani byli
zdobywać władzę i majątki dla siebie.
Rzeczpospolita Polska jednocząca po prawie półtorawiekowym okresie
obszary, które podlegały trzem zaborcom, musiała przezwyciężać olbrzymie
trudności organizacyjne, administracyjne, skarbowe i gospodarcze.
Wartość pieniądza spadała, ceny rosły i ludziom, którzy żywili się nie ze
spichlerzy lecz z zarobionych pieniędzy, nie starczało niekiedy nawet na zakup
chleba.
Rząd w Warszawie zrozumiał ten stan i 31 grudnia 1919 roku wypłacił po
raz pierwszy wszystkim pracownikom państwowym tak zwaną trzynastą
pensję.
Tę trzynastą pensję wypłacono na terenach byłych zaborów rosyjskiego i
austriackiego, tylko Ministerstwo byłej Dzielnicy Pruskiej wypłacenia jej
odmówiło.
Nie czuję się tu powołanym do dochodzenia przyczyn, dla których,
pomimo poleceń rządu w Warszawie, Ministerstwo byłej Dzielnicy Pruskiej nie
chciało ulżyć warunkom bytu rzesz pracowniczych Wielkopolski i tę
nieszczęsną trzynastą pensję wypłacić. Stwierdzę jedynie, że Wielkopolska i
Pomorze były wówczas najlepiej sytuowanymi gospodarczo dzielnicami
państwa, dzielnicami, które w odróżnieniu od wschodnich i południowych
województw nie doznały huraganu zniszczeń pierwszej wojny światowej. Jeśli
więc w tamtych dzielnicach znalazły się zasoby na tę trzynastą pensję, to z całą
pewnością były one i tutaj.
Załogę Warsztatów Kolejowych w Poznaniu, zatrudniających wówczas
około 2,5 tysiąca pracowników, stanowili rodacy, którzy w miesiącach
jesiennych i zimowych 1919 roku powracali po długoletniej tułaczce z fabryk
dalekiej Westfalii i Nadrenii, ze szpitali wojskowych i rosyjskich obozów
jenieckich, w których przebywali jako żołnierze armii niesławnego żywota
monarchii niemieckiej.
Ludzie ci, nie zaaklimatyzowani jeszcze w warunkach odbudowującego
się państwa polskiego, napotykali liczne trudności bytowe, zaś pobory nie
zaspokajające najelementarniejszych potrzeb życiowych wprawiały ich w
rozpacz. Mieli jednak poczucie ładu i zaufania do polskich władz. Nie wierzyli,
by ci, którym naród władzę powierzył, lekceważyli głód własnych rodaków.
Rozumieli ówczesne trudności gospodarcze. Całe pierwsze trzy miesiące
1920 roku ograniczyli się nasi kolejarze do interwencji przedstawicieli
związków zawodowych w Dyrekcji Kolei i Ministerstwie byłej Dzielnicy
Pruskiej o wypłacenie tych dawno już ich kolegom w Warszawie, Krakowie,
Wilnie i Lwowie wypłaconych pieniędzy.
Przyszedł kwiecień 1920 roku, w którym wzrost cen okazał się podwójny.
Ministerstwo oświadczyło przedstawicielom związku, że dodatkowa pensja
wypłacona będzie z nowego budżetu 15 kwietnia . Wówczas rok budżetowy
obliczano od 1 kwietnia do 31 marca.
Minęły 15, 16 i 17 kwietnia – pensji nie było. Wysłani do Zamku '
przedstawiciele grup związkowych wracali, powtarzając oświadczenie
urzędników Ministerstwa, że sprawa jest w toku, tylko trudności bankowe
zmuszają do wstrzymania wypłaty o kilka dni. Tak przeciągała się sprawa do 26
kwietnia.
'
W gmachu dawnego zamku króla Prus i cesarza Rzeszy Niemieckiej Wilhelma II
Hohenzollerna znajdowała się siedziba Ministerstwa byłej Dzielnicy Pruskiej,
któremu do kwietnia 1922 r. podlegały władze administracyjne województwa
poznańskiego i pomorskiego.
Pamiętam ten dzień. Przyszliśmy do warsztatów jak zwykle. Jak zwykle
stanęliśmy przy maszynach. Syrena dala sygnał rozpoczęcia pracy.
Na swym warsztacie usiadł Anioła i gwarą poznańską zawołał:
–Jo dziś świętuję. Wojna od roku jest precz, to nie mam powodu pościć,
a tydzień już jem jałowe pyry, bo rzeźnik mówi, że w tę naszą
dodatkową pensję nie wierzy i na krychę dawać nie będzie.
–A co powiesz, jak cię zawołają do dyrektora – zapytał repatriant z
Berlina, nieżyjący już dziś Bolesław Nowicki.
Anioła odpowiedział tak, jak na członka Katolickiego Towarzystwa
Robotników Polskich parafii górczyńskiej, w której mieszkał, odpowiedzieć
przystało:
–Powiem, że jestem głodny i nie mam sił do roboty. Niech mi dadzą
2
jeść i niech wreszcie zrobią coś u rządu, aby nam dali ten dodatek.
Na warsztat wyskoczył pochodzący ze Słomowa pod Obornikami ślusarz
Stanisław Turtoń ' , który 20 lat później zamordowany został w Dachau przez
hitlerowców. Był on najinteligentniejszy i najbardziej wymowny z wszystkich
pracowników. Wojnę światową przebył jako marynarz marynarki wojennej. W
roku 1918 jako ranny przebywał w szpitalu w Hamburgu. W czasie rewolucji w
Niemczech uciekł ze szpitala. Bił się w Berlinie po stronie „Spartakusów” '' , a
następnie powrócił do rodziny. Znany był z tego, że przyjechawszy do Poznania
dnia 28 grudnia 1918 roku i dowiedziawszy się na dworcu, że w Poznaniu są
walki powstańcze, już na dworcu wstąpił w szeregi walczących pod komendą
Rady Robotników i Żołnierzy. Miał wszystkie przymioty, jakie przywódca mas
mieć powinien: odwagę myśli, odwagę słowa, szybkość decyzji i wspaniałą
wymowę.
'
Stanisław Turtoń (1894-1940), ślusarz, członek SPD i Związku Spartakusa, członek
ZZK i PPS, radny miejski, jeden z czołowych działaczy ZZK i PPS na terenie
Wielkopolski. Członek Rady Naczelnej PPS. Aresztowany 24 IV 1940 r. przebywał
w Forcie VII, a następnie wywieziony do Dachau. Zamordowany 24 XII 1940 w
Oranienburgu.
'' Związek Spartakusa – rewolucyjna organizacja niemiecka. Działała od r. 1916. W
grudniu 1918 r. przekształciła się w Komunistyczną Partię Niemiec.
Zrobił rękoma taki ruch, jakby chciał nas wszystkich stojących przed
warsztatem Anioły ogarnąć. Zawołał:
–Koledzy, Anioła zapomniał nam zaproponować, abyśmy z nim poszli
do górczyńskiego proboszcza poprosić, aby nas litościwie napasł
ziemniaczkami ze swej piwnicy, a potem ruszył z nami procesją
błagalną pod Dyrekcję Kolei prosić obszarnika Dobrzyckiego ' ,
siedzącego dziś na fotelu prezesa, by ten z kolei ujął się za nami przed
swymi kumplami ziemiańskimi, Seydą '', Paszwińskim ''', Rzepeckim
'''' i Drwęskim, siedzącymi w Zamku. Ja wam mówię, że jak sami nie
pójdziemy, jak nie pokażemy, że oni to garstka, a my siła, jak nie
zagrozimy strajkiem i zatrzymaniem ruchu kolejowego, to jeszcze
kilka miesięcy będą uprzejmie i patriotycznie odsyłać nasze delegacje
od jednego dygnitarza do drugiego, aż żony i dzieci nasze wykitują z
głodu. Idziemy na Zamek, czy nie!?
'
Edmund Dobrzycki, prezes Dyrekcji Kolei Państwowych w Poznaniu.
'' Władysław Seyda (1863-1939), adwokat w Krotoszynie i Poznaniu, poseł do
parlamentu Rzeszy Niemieckiej (1907-1918), prezes Koła Polskiego w Berlinie
(1918), członek tajnego Komitetu Obywatelskiego, a następnie Komisariatu NRL,
pierwszy minister byłej dzielnicy pruskiej (1919-1920), poseł na Sejm
Ustawodawczy.
''' Adam Poszwiński, redaktor, członek Komisariatu Naczelnej Rady Ludowej (NRL),
a następnie pracownik Ministerstwa byłej Dzielnicy Pruskiej.
3
'''' Karol Rzepecki, jeden z przywódców Stronnictwa Demokratyczno-Narodowego,
a następnie Związku Ludowo-Narodowego (endecja), uczestnik powstania
wielkopolskiego, w czasie wydarzeń z 26 IV 1920 r. prezydent policji w Poznaniu,
odpowiedzialny za stosunek policji do demonstrantów.
Mówił z taką mocą, tak trafił w to, co każdy z robotników ważył w swych
myślach, a co w ówczesnych stosunkach wielu nie miało odwagi wypowiedzieć
nawet w kilkuosobowej rozmowie, że na jego pytanie odzew z kilkuset ust był
jeden – i d z i e m y !
Lotem błyskawicy rozniosło się po wszystkich halach hasło: Zostawić
pracę, idziemy pod Zamek. Na dziedziniec warsztatu wyległy setki
pracowników, których prezes Koła Związku Zawodowego Kolejarzy, Altmann '
ustawiał do pochodu.
'
Maksymilian Altmann, ur. 11 IX 1888 r. w Poznaniu (zmarł 5 II 1932 r.), ślusarz,
jeden z czołowych przywódców ZZK i PPS w Poznaniu, radny miejski (1925-1929).
W furtce muru oddzielającego teren warsztatów od ulicy ukazał się
naczelnik warsztatów Stefan Granatowicz. Był to stary, bardzo dobry
fachowiec, mianowany naczelnikiem warsztatów przez Naczelną Radę
Ludową. Wiedział, że jego pozycja na stanowisku, na którym były wymagane
kwalifikacje inżyniera, jest niepewna, a że w tym czasie duchowieństwo w
Wielkopolsce miało wpływy przemożne, zaczął demonstracyjnie okazywać
swoją, co prawda istotnie szczerą, pobożność. Co dzień rano przystępował do
sakramentów, w drodze do kościoła i w powrotnej niosąc w ręku pokaźnej
wielkości książkę do nabożeństwa.
Widząc robotników gotowych do pochodu, zapytał, gdzie i po co idziemy.
Otrzymawszy wyjaśnienie, zawołał:
–Rodacy, czy wy dla Polski nie możecie ofiarować trochę wyrzeczenia
swych potrzeb?
–A my i nasze rodziny to nie Polska? Zresztą niech się wyrzekają ci,
którzy mają z czego – odpowiedział mu kolega Franciszek Dachtera ' .
' Franciszek Dachtera, jeden z organizatorów ZZK w Poznaniu.
Granatowicz popatrzał po stojących szeregach i powiedział:
–No, to idźcie, ale zachowajcie porządek.
Rzesze pracowników przyszły pod Zamek i wysłały delegację do ministra
Władysława Seydy i bawiącego wówczas w Zamku ministra kolei, Kazimierza
Bartla ' .
'
Kazimierz Bartel (1882-1941), profesor matematyki Politechniki Lwowskiej,
wielokrotny minister i premier rządów polskich okresu międzywojennego
(1926, 1928-1929, 1929-1930), zamordowany przez hitlerowców we Lwowie.
Czekaliśmy niedługo. Delegacja wyszła z urzędnikami Ministerstwa
4
oznajmiając, że sprawa będzie zdecydowana do godziny pierwszej, a nas
wzywają do powrotu do pracy.
Robotnicy wrócili do warsztatów. Przeszła godzina pierwsza. Nadeszła
druga, a z nią przyszli na halę warsztatową koledzy popołudniowej zmiany.
Wysłany pod Zamek zwiad wrócił z oznajmieniem, że do delegatów nie mógł
się dostać, gdyż Zamek otoczony jest kordonem policji, która nie dopuszcza do
wejścia, z czego wnioskować można, że sprawa, której się domagamy,
załatwiona jest nieprzychylnie.
Zwołano ogólną naradę, w której ilość uczestników była podwójna, bo
wzmocniona o zmianę popołudniową. Postanowiono pójść pod Zamek, zapytać
się, jak wreszcie rozstrzygnięto nasz postulat. Wybrano delegację, która miała o
to pytać.
Pochód wzmocniony pracownikami dworca poznańskiego obejmował
około 3000 ludzi. Gdy czołówka była pod Zamkiem, koniec pochodu był gdzieś
na moście Uniwersyteckim. Dano znak zatrzymania pochodu. Grupy stojące na
jezdni weszły na chodnik, by nie tamować ruchu. Delegacja weszła do gmachu
nie zatrzymana przez kordon.
Po kilku minutach wyszedł Karol Rzepecki, który wówczas sprawował
obowiązki naczelnika Wydziału Spraw Wewnętrznych, a zarazem był
prezydentem policji państwowej na województwo poznańskie. Stanął na
schodach wiodących do bramy zamkowej i słyszeliśmy, jak spokojnie wydawał
rozkazy:
–Pierwszy szereg klęknij! Złóż broń!
Patrzyliśmy na to spokojnie, nie rozumiejąc, po co każe policji odbywać
te ćwiczenia. Usłyszeliśmy trzeci rozkaz:
–Na moją komendę ognia!
Równocześnie w prawicy tego zbira ukazał się rewolwer, z którego
wystrzelił w górę.
Wówczas część manifestantów zaczęła uciekać w ulicę Wały Zygmunta
Augusta (obecnie Kościuszki).
Salwę dano z odległości 30 kroków. Była ona nierówna. Wielu
policjantów przed strzałem obejrzało się na rozkazodawcę, chcąc się upewnić,
czy dobrze usłyszeli rozkaz.
W grupie policjantów miałem znajomego, byłego kolegę ze Straży
Obywatelskiej w powstaniu wielkopolskim. Był w pierwszym szeregu, któremu
kazano klęknąć. Mimo woli obserwowałem go. Pamiętam, że oddając strzał
podniósł lufę karabinu tak wysoko, że kula jego na pewno przeszła ponad
dachem Dyrekcji Poczt.
Całe szczęście, że takich jak on było więcej. Bo jeśli się zważy bardzo
bliską odległość szeregów strzelających do nas i to, że staliśmy w zwartej
kolumnie, to nie kilkudziesięciu z nas upadłoby zaraz po strzale na bruk, ale
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • red-hacjenda.opx.pl