Janusz A. Zajdel. [PARADYZJA]. (!), EBooki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Janusz A. Zajdel. [PARADYZJA].ROZDZIAŁ 1Statek wykonał niewielki zwrot. Obraz platformy orbitalnej zniknšł z pola widzenia, Tibor zamknšł wizjer i odwrócił się twarzš do Rinaha. Przez chwilę milczeli obaj.Pierwszy oficer frachtowca "Regina Yacui" ucisnšł dłoń Rinaha. Zawahał się, szukajšc odpowiednich słów.- Pomylnoci i szczęliwego powrotu. Będziemy czekać, dopóki nie wrócisz. W razie opónienia wymylimy jakš awarię.- Dziękuję. Postaram się nie sprawiać kłopotu - umiechnšł się Rinah.Tibor dostrzegł, że niada twarz pasażera jest jakby bledsza.- Uważaj, Rinah - powiedział, kładšc drugš dłoń na jego ramieniu. - Paradyzyjczycy to dziwni ludzie.- Tak się twierdzi u nas, na Ziemi; ale sam mówiłe, że prawie ich nie znasz. Któż więc może o nich wiedzieć prawdę?- Jestem tutaj po raz szósty, a nigdy nie udało mi się dotrzeć dalej niż na platformę orbitalnš.- Jak daleko jest stšd do Tartaru? - Rinah podszedł do mapy nawigacyjnej rozpostartej na stole.- rednia odległoć orbity, po której kršży platforma, od powierzchni Tartaru wynosi dwadziecia siedem tysięcy kilometrów. Żaden obcy statek nigdy nie został dopuszczony bliżej. Tutaj odbywa się rozładunek towarów, które przywozimy. Stšd też odbieramy nasz ładunek powrotny.- Co zabieracie tym razem?- Tantal, wolfram, platynowce i trochę wzbogaconych rud rzadkich metali. Dostarczajš to wszystko wahadłowcami bezporednio z Tartaru, w typowych kontenerach. Zwykle postój trwa około czterech, tygodni, a załoga nie opuszcza statku. Nawet nasze przedstawicielstwo dyplomatyczno-handlowe umieszczono tutaj, na platformie.- A Paradyzja? Na mapie nie widzę jej orbity.- Sami chcielibymy wiedzieć, gdzie ona jest - zamiał się Tibor. - Nikt tego nie wie. Przypuszcza się, że kršży gdzie w odległoci paruset kilometrów nad Tartarem, ale to nic pewnego.- Nie zlokalizowalicie jej nigdy?- Nie. Nikt jej nie widział. Z tej odległoci to przecież kruszynka! Cztery tysišce metrów rednicy...- Ale... chyba przy użyciu radiolokacji...- Narazilibymy się co najmniej na poważne kłopoty, próbujšc użyć tu jakiegokolwiek lokalizatora radarowego lub laserowego - umiechnšł się Tibor. - Oni sš wciekle wrażliwi na punkcie własnego bezpieczeństwa. Orbita Paradyzji jest jednš z najgłębszych tajemnic tego układu. Z materiałów informacyjnych, rozpowszechnianych przez nich samych, możesz dowiedzieć się mnóstwa ciekawych rzeczy. Znajdziesz tam nawet doć dokładny opis konstrukcji i wyposażenia Paradyzji, jej wymiary, prędkoć obrotowš... Tylko o parametrach orbity i czasie obiegu ani słowa. Kiedy podchodzimy do platformy orbitalnej, która jest jedynym portem przeładunkowym i stacjš porednia w drodze do Tartaru i Paradyzji, musimy wyłšczać wszystkie własne urzšdzenia namiarowe. Oni sami naprowadzajš nas sygnałami radiolatarń.- Stare obcišżenia psychiczne - westchnšł Rinah. - Mam nadzieje, że wreszcie uda nam się przełamać tę ich nieufnoć. Może mój pobyt będzie dobrym poczštkiem....- Zamierzasz napisać reportaż?...- Może nawet całš ksišżkę. Bšd co bšd, to przecież pasjonujšcy temat, ten sztuczny wiat i zamieszkujšcy w nim ludzie. Jakże inne musi być ich życie od wszystkiego, co jestemy w stanie sobie wyobrazić.Czerwony sygnał i donony brzęczyk oznajmiły ostatnia fazę zbliżenia. Frachtowiec podchodził do platformy, by połšczyć się z niš systemem zaczepów i luz przejciowych. Rinah i Tibor zajęli miejsca w fotelach kabiny nawigacyjnej.ROZDZIAŁ IIPomieszczenie, do którego Rinah dotarł długim, krętym korytarzykiem prosto ze luzy, było czym w rodzaju poczekalni dla pasażerów. W porównaniu z ogromem platformy satelitarnej stanowiło maleńkš klitkę. wiadczyło to o znikomym ruchu pasażerskim pomiędzy Paradyzja i resztš Wszechwiata. Jak się Rinah dowiedział uprzednio, platforma służyła także jako stacja porednia dla ruchu pomiędzy Tartarem a Paradyzja, co było trudne do zrozumienia, jeli wemie się pod uwagę wzajemnš konfigurację przestrzennš tych trzech obiektów: Paradyzja była sztucznym satelitš Tartaru, obiegajšcym planetę na wysokoci kilkuset kilometrów; platforma za kršżyła znacznie dalej i wstępowanie tam w drodze między Tartarem a Paradyzja zdawało się być czym nielogicznym.Po namyle jednakże Rinah znalazł racjonalne wyjanienie tej pozornej nielogicznoci. Po prostu pasażerowie byli tylko drobnym dodatkiem do ładunków, przewożonych tu głównie na dwóch trasach: surowce eksportowane z Tartaru poza układ szły bezporednio na platformę; natomiast cały import, przychodzšcy spoza układu, rozwożono - stosownie do potrzeb - na Tartar i na Paradyzję. Stšd też ruch pasażerski, odbywajšcy się na minimalnš skalę, korzystał z tych dwóch szlaków przelotów, bezporednie loty między Paradyzjš a Tartarem musiały być niezbyt częste, a uruchamianie specjalnych kursów pasażerskich dla nielicznych podróżnych nie miało widać uzasadnienia.Rinah rozejrzał się po małej poczekalni. Zauważył od razu, że dzieli jš na dwie częci szklista ciana bez drzwi czy jakiegokolwiek przejcia. W częci, gdzie się znalazł, stała tylko miękka kanapa pokryta białš imitacja skóry. Stawiajšc walizkę na seledynowym dywanie obok kanapy, dostrzegł nieskazitelnš czystoć dywanu i białej dermy, co wyranie wiadczyło o niezmiernie rzadkim używaniu tej częci poczekalni. Po drugiej stronie przejrzystej ciany dywan był mocno wytarty, a dwie stojšce tam kanapy nosiły wyrane lady używania."Port tranzytowy planety Tartar wita podróżnych przybyłych spoza układu - powiedział damskim miękkim głosem megafon pod sufitem. - Odlot wahadłowca do Paradyzji nastšpi w cišgu najbliższych trzydziestu minut".Rinah był jedynym pasażerem spoza układu. Po drugiej stronie szklistej ciany oczekiwały jeszcze trzy osoby. Młoda kobieta w długiej, połyskujšcej brokatem sukni i dwaj przechadzajšcy się prawie jednakowo ubrani mężczyni, równoczenie spojrzeli na Rinaha, który lekko się skłonił i umiechnšł się przyjanie.Kobieta odpowiedziała wyranym umiechem. Rinah stwierdził, że jest bardzo ładna, choć umalowana nieco przesadnie i uczesana z nadmiarem fantazji. Mężczyni obojętnie, chłodno odwzajemnili ukłon i nadal przechadzali się ramię w ramię wzdłuż poczekalni. Z ruchów ust można było wnioskować, że rozmawiajš, lecz ciana dokładnie tłumiła ich głosy.Po chwili, siedzšc już na miękkich poduszkach kanapy, Rinah dostrzegł co zdumiewajšcego w sposobie, w jaki się poruszali rozmawiajšcy mężczyni: dochodzšc do końca poczekalni nie zawracali - jak czyni się to normalnie, by zmienić kierunek przechadzki - lecz rozpoczynali marsz do tyłu, powoli, krok za krokiem, aż do przeciwległej ciany. Robili to najwyraniej machinalnie i z dużš wprawš, znakomicie radzšc sobie z zachowaniem kierunku i nie przerywajšc ani na chwilę ożywionej rozmowy. Wyglšdało to, jak puszczony omyłkowo w przeciwnš stronę odcinek niemego filmu.Kobieta siedziała w rogu kanapy. Obok niej stała spora podróżna torba, w której - prawdopodobnie dla zabicia czasu - robiła porzšdki, wyjmujšc i układajšc na nowo różne drobiazgi. Gdy zwróciła głowę w bok, w stronę ciennego zegara cyfrowego, Rinah stwierdził, że jej profil jest również bardzo interesujšcy. Patrzył na niš, dopóki nie rzuciła w jego stronę szybkiego spojrzenia. Wówczas przeniósł wzrok na dwóch spacerujšcych. Byli w rednim wieku, o jednakowych, bujnych i rozwichrzonych fryzurach ze siadami siwizny. Z założonymi w tył rękami i opuszczonymi nieco głowami kontynuowali swój niezwykły wahadłowy spacer. Kobieta najwyraniej nie okazywała zdziwienia sposobem ich poruszania się, więc Rinah, przypomniawszy sobie jednš z dobrych rad Mac Leoda, przestał się na nich gapić."Ilekroć co wyda ci się dziwne, przypomnij sobie, gdzie jeste, i zamiast się dziwić, spróbuj zrozumieć" - powiedział Mac Leod, gdy szeć lat temu żegnał Rinaha przed odlotem, na kosmodromie Estavalhar.Teraz prawie u celu podróży, Rinah przypomniał sobie te i inne jeszcze uwagi i rady przyjaciela, który - nie da się tego ukryć - wmówił mu tę podróż. Ani przedtem, ani teraz Rinah nie potrafiłby powiedzieć, czy słusznie postšpił, ulegajšc namowom. Podróż była dla niego przede wszystkim szansš zdobycia unikalnego materiału literackiego. Ten aspekt przeważył i skusił go ostatecznie. Całš resztę spraw, które miał do załatwienia, uważał za fanaberie Mac Leoda i paru jego zwariowanych kompanów. cilej mówišc, uważał tak przed odlotem. Teraz nie był już za bardzo pewien słusznoci własnych sšdów o Mac Leodzie i jego pomysłach.Kolejny komunikat, wzywajšcy do zajmowania miejsc w promie, wyrwał go z płytkiej drzemki. Wstał powoli i, zabierajšc walizkę, przeszedł przez bramkę. Krótkim korytarzykiem dotarł do wnętrza kabiny z czterema fotelami. Wybrał pierwszy z brzegu, umiecił walizkę w uchwytach i zapinajšc pasy rozejrzał się po mrocznej kabinie.Za fotelami dostrzegł szklistš cianę, przez którš widać było następne trzy rzędy foteli. Pozostali pasażerowie sadowili się włanie, przybyły jakie dwie nowe osoby, oprócz tych, które widział w poczekalni.Stosownie do rady Mac Leoda, usiłował zrozumieć przyczynę cišgłej izolacji od pozostałych pasażerów."Zapewne chodzi tu o względy sanitarne" - pomylał. Było to doć prawdopodobne: łatwo sobie wyobrazić, czym groziłoby zawleczenie do Paradyzji jakiej ziemskiej choroby zakanej.W chwili startu promu Rinah odczuł lekkie podniecenie na myl, że za kilka godzin znajdzie się w niezwykłym, legendarnym i jedynym w swoim rodzaju wiecie zamieszkanym przez miliony ludzi, żyjšcych w warunkach skrajnie odmiennych od ziemskich - a mimo to zadowolonych ze swego losu i ponoć szczęliwszych nawet niż ich ziemscy bracia...ROZDZIAŁ IIIKabina promu pozbawiona była urzšdzeń wizyjnych, pozwalajšcych ledzić przebieg podróży. Było to zgodne z normalnš, stosowanš tutaj praktykš. Według Tibora, nikomu spoza tego układu n... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • red-hacjenda.opx.pl