Jasiek Raszkowski - anna sie odchudza,

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ANNA SIĘ ODCHUDZA, autor: Jasiek Roszkowski,"Jestemy chude tam, pod spodem. Każda z nas chodzi napatykowatych odnóżach, każda z nas jest lekkš, watłškonstrukcjš, rusztowaniem dla tego, co prozaiczne ioczywiste."A. A."To wielka pokusa zostać aniołem, ale granica międzybyciem aniołem a niebyciem w ogóle jest niezwyklecienka."Paul Virilio"A co dzi mamy ciekawego?" - zapytała Anna. W pobliżu nie było nikogo, kto mógłby udzielić jej odpowiedzi. Anna siedziała samiutka jak paluszek w wyszorowanej na wysoki połysk kuchni. Tylko radio szemrało spokojnie na lodówce - nie wišżšcy uwagi kamuflaż dla ciszy, 24 na 24, stacja obojętna. Charakterystyczny sygnał pełnej godziny zabrzmiał jednak wyranie, w jednej chwili psujšc cały efekt swym natrętnym bip bip biiip. Była 9.00.Pierwsze zawroty głowy dawno minęły. Pogoda zapowiadała się wymienicie - niebo jak tłusty krem z niebieskich migdałów i kilka niewielkich kłębiastych chmurek, topniejšcych powoli w promieniach słońca, niczym pacyny bitej mietany na torcie w upalny dzień. Niedługo nie będzie po nich ladu."Czy można prosić o jadłowstrę... to znaczy, chciałam powiedzieć, jadłospis na dzi?" - dopytywała się cierpliwie Anna. Znaki zapytania ledwie majaczyły na końcach kolejnych kwestii. "Oczywicie, proszę pani, oto on" - odpowiedziała sobie wreszcie, zmieniajšc głos na grubszy i sięgajšc do szuflady stołu po segregator z okršgłš, żółtš, zadowolonš z siebie gębš Smiley'a na okładce. "Hmmm. Zobaczmy..."Anna ustalała jadłospis piętnastego i trzydziestego dnia każdego miesišca, na następnych trzysta szećdziesišt, a nierzadko nawet więcej, godzin swego życia. Piętnasty i trzydziesty były jej osobistymi więtami. więtami, których nie dzieliła z nikim. Dniami wyjštkowymi, zaznaczanymi regularnie w jednym tylko kalendarzu - tym, który wisiał na jej cianie. Czerwone kółeczko flamastrem - O - znak wiary i radosnej afirmacji, bo przecież stawiała je na dwa długie tygodnie naprzód. No i potem, to już musiała docišgnšć... Poczštkowo zaznaczała wszystkie wygrane dni - gdy już się uzbiera długi sznur, głupio przerwać - każda wyrwa kłuje w oczy ("Wstyd się, dziewczę, wstyd!"). Póniej tygodnie - co poniedziałek kółeczko na dobry poczštek. W końcu tak. Dwa razy w miesišcu.Nizanie paciorków: cyk, cyk, cyk.Cykliczne potwierdzenie siły woli.Linearny rytuał.A o wpadkach przypominać miały czarne krzyżyki - X.Ubywało ich z kartki na kartkę.Wyranie były w odwrocie...Niełatwo jest ułożyć z góry jadłospis na całe dwa tygodnie, a już szczególnie niełatwo dla osoby tak wybrednej, jak Anna. Zajmowało jej to strasznie dużo czasu, ale, ponieważ uwielbiała wyszukiwać przepisy, sporzšdzać listy zakupów, liczyć kalorie i ustalać kolejnoć potraw, tak, by nie powracały zbyt często na stół, czas ten pod żadnym względem nie był dla niej stracony.Anna odnalazła w segregatorze kartkę z właciwš datš................................................................................................................................................~~woda~~woda~~woda~~woda~~woda~~woda~~woda~~woda~~2 suszone liwki, chudy jogurt + otręby, grejfurt, kawa, tussipect~~woda~~woda~~woda~~woda~~woda~~woda~~woda~~woda~~brokuł na parze, surowa marchewka, czerwona herbatka~~woda~~woda~~woda~~woda~~woda~~woda~~woda~~woda~~2 pomidory, kromka pumpernikla, zielona herbatka~~woda~~woda~~woda~~woda~~woda~~woda~~woda~~woda~~jabłuszko, czerwona herbatka...............................................................................................................................................Obżarstwo to grzech przeciw ciału i duchu................................................................................................................................................Koło 11, gdy Anna wyszła po zakupy, wiat wyglšdał jako dziwnie.Jako nieswojo.Zbyt promiennie.Tak pięknie, jak jeszcze nigdy."Czy pogoda może być zbyt piękna? Hmmm... Podejrzane..." - mylała Anna, zmierzajšc do sklepu najbardziej ranym krokiem, na jaki było jš stać. "Jakby kto wkręcił w niebie za mocnš żarówę. A może to dwa dni upchane w jednym? A potem nastanie podwójnie ciemna noc? Hu-huuu... Noc stulecia! Ale nie, bo wtedy dzień musiałby być podwójnie ciepły. A nie jest, choć przyznać trzeba, że wszystko wyglšda, jakby za chwilę miało się roztopić." Chodniki, w zwykłych warunkach ciemnoszare, wydawały się odbijać wiatło, niby wypolerowane do połysku płaty stali. Anna wytężyła słuch. Wprawdzie odgłosy stšpnięć docierały do jej uszu z lekkim opónieniem, jak le podłożony playback - dokładnie w przerwach między krokami, ale brzmiały zupełnie normalnie i matowo. Trawniki wieciły jak ogromne seledynowe neony, budynki lniły jak złote pałace, a nad wszystkim rozpocierała się jednolita płaszczyzna białego wiatła. "Czyżbym była w niebie? Czyżbym już nie żyła?" - zastanawiała się Anna. "Nie, nie, chwileczkę, jeli ja umarłam, to na pewno nie może być niebo... Więc może... Las Vegas?" Wyranie słyszała wrzaski rozbawionych dzieci, ale samych dzieci nie było nigdzie widać. Głosy kršżyły wokół niej niczym psotne duchy. Gdzie z lewej zaszczekał niewidzialny pies. Parę metrów przed niš z blasku wyłoniła się promieniejšca różowym blaskiem postać w aureoli i przeszła wolno obok. Anna sama zresztš czuła się jak bezcielesny anioł. Pomylała, że gdyby nawet runęła kolanami wprost na ten dziwny, wiecšcy beton, wcale by jej to nie zabolało.W ogóle.Ani trochę.Nic a nic.Nagle odniosła wrażenie, że zniknšł jej czubek głowy. Zdšżyła tylko pomyleć "O nie!" i zgasł nieziemski blask i wróciły zwykłe kolory i wiat stanšł pionowo.Oparta wygodnie o mięciutkš cianę z trawy, Anna głowiła się, co tym razem jest nie tak. Jaki kundel bury biegał po tej trawie i nie spadał! Zakręcił w górę jak pajšk, powęszył trochę, podniósł tylniš łapę... "O rany! Jak on to robi? No tak! Znów musiałam zemdleć! Ale wiecenie było pierwszy raz! Zwykle zapadał zmrok! Skšd mogłam wiedzieć? Może to przez tę efedrynę w tussipekcie? Może za dużo? Już na mózg mi pada?"Anna podniosła się i otrzepała. "Dobrze, że trafiłam na trawę... Może powinnam dla odmiany spróbować xenadrynki? Ciekawe, czy też daje takiego kopa, jak tussipect z kawkš? Hmmm... Wštpię." Kobieta w czerwonym płaszczu stała nieopodal i przyglšdała jej się podejrzliwie. "Nic pani nie jest?" "Eeee... Nie. Potknęłam się tylko. Dziękuję." "To nie wyglšdało, jakby się pani potknęła... Na pewno wszystko w porzšdku? Nie trzeba pani pomóc?" "Nie, dziękuję, po prostu poplštały mi się nogi." Kobieta nie wyglšdała na przekonanš. Odeszła, rzucajšc jeszcze przez ramię badawcze spojrzenia w stronę Anny, która, chwiejšc się na swych cienkich kończynach jak młody rebak, zmierzała ostrożnie w stronę najbliższej ławki. Usiadła i schyliła się nisko, by krew z powrotem spłynęła do głowy. "Ładne rzeczy" - pomylała. "Jeli nie dam rady sama robić zakupów, będę chyba zmuszona zamawiać pizzę do domu!" Tak jš ta myl rozbawiła, że aż zatrzęsła się ze miechu, ale zaraz zabolał jš od tego brzuch i musiała przestać. "Ach, życie..."W sklepie nie było o tej porze dużego ruchu. Ludzie kršżyli bez popiechu pomiędzy półkami, porównujšc ceny i objętoci opakowań, wybierajšc produkty ulubionych firm, na chłodno rozważajšc drobne decyzje: "Na tosty lepszy będzie Emmentaler czy ten ze szczypiorkiem?" "Na drugie placki z jabłkami czy naleniki ze mietanš?" "Do kawy Prince Polo czy Princessa?" Anna wiedziała dokładnie, po co przyszła. Robiła sobie listę przed każdym wyjciem do sklepu, jako że pamięć nie zawsze bywała jej posłuszna. Anna stokroć bardziej wolałaby wrócić do domu z pustymi rękami, niż narażać się na niepotrzebne przechadzki od stoiska do stoiska. Tego dnia jej lista obejmowała:makaron razowygroszek konserwowyrybę3 wodykalafior4 grejfurtyTak włanie było napisane - grejfurty. Grejfurty były ważne ze wzgędu na negatywne kalorie (Anna wierzyła, że na spalenie niektórych artykułów żywnociowych zużywa się więcej kalorii, niż one same zawierajš), poza tym odechciewało się po nich jeć. Wszystko szło dobrze, dopóki nie okazało się, że na półce z makaronami brak makaronu razowego. To wytršciło Annę z rytmu zakupów.To jš rozproszyło i uczyniło podatnš na pokusy."I co ja mam teraz poczšć? Chyba muszę kupić co w zamiast... Eee... W zamian..." - rozglšdała się bezradnie po sklepie. "Co takiego jak makaron razowy, ale innego..." Przerzucała, szast-prast, opakowania makaronu na półce, wstšżki, nitki, rurki, widerki, muszelki, literki, coraz szybciej, szast-prast-szast-prast, aż pomieszała dokumentnie wszystkie rodzaje. "Nie ma! Nie ma! To niemożliwe..." - Anna jęknęła cichutko z rozpaczy. "A jeli wycofali go na zawsze? I będę musiała zamulać sobie kiszki zwykłym? Albo szukać na miecie?" Nagle usłyszała w głowie słodki, męski głos, jakby z reklamy kawy albo czekoladek, albo...W każdym razie brzmiał jako znajomo.I to jš zmyliło.Upiło jej czujnoć.Program antywirusowy nie zadziałał...A głos rozgocił się i radził: "We zwykły, czterojajeczny. I pesto do niego... Pycha takie pesto, pamiętasz? Mniam mniam! Można jeć i jeć i wcišż się ma ochotę. Pomyl tylko - wielka micha makaronu z pesto! I na to tarty ser! Sery sš tam... Dobrze wiesz, gdzie sš sery! Chodmy... Spojrzymy tylko, jakie majš. Od jednego rzutu oka nikt jeszcze nie przytył! Przecież uwielbiasz sery! Chociaż kawałeczek rokfora, dla przypomnienia smaku..." Anna ruszyła lunatycznym krokiem w kierunku stoiska z serami, lecz w pół drogi zatrzymała jš półka z pieczywem. "Ach! Co za zapach! wieżutkie pieczywko, chrupišcy chlebu... Mmmm...O, a tu drożdżówki! Pomyl tylko, drożdżówka z owocowym jogurtem! Mogłaby zjeć zaraz przed sklepem! Jak za dawnych czasów! Pamiętasz, jak się koleżanki miały z kropki jogurtu na twoim... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • red-hacjenda.opx.pl