Jan Krasnodebski - Stokrotka,

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
JAN PAWEŁ KRASNODĘBSKISTOKROTKARok z życia narkomankiMoja najdroższa, najukochańsza,piękna Magdo!Kocham Cię!!Nie pisałam tak długo. Dziękuję Ci za listy, za zdjęcia, za wszystko. Ze zdjęćnajbardziej podobała mi się przy ruletce w kasynie, dobrze wyglšdasz tak króciutko obcięta.Podobał mi się też pies przytulony do kota. Ja swojego zabiłam. Mielimy umrzeć razem, ależyję, chyba żyję. Sierć Nobla zatkała igłę.Znów jestem w domu. Przeszłam piekło na ziemi. Miałam padaczkę i byłam zarazemMatkš Boskš i Jezusem. Nie wiem, od czego zaczšć i co Ci napisać. Trzęsę się cała i widziszto chyba patrzšc na to pismo. Biorę leki, w głowie bezustanny szum. I cała jestem jakbyjednym dreszczem, czuję wstrzšsy w głowie idšce aż do nóg, co jak pršdy elektryczne, tostraszne. Ale muszę wszystko wytrzymać. Tak mi trudno... Na dodatek ojciec zostałministrem, miałam chęć napisać ministrantem, przez moment widziałam go takiego małego wkomży z dzwoneczkami. Każdy sobie jako dzwoni. Aż jemu zadzwoniš. Stary już kupujegarnitury, matka klaszcze i chcš przeprowadzać się do Warszawy. Tomek nie chce, a jaWarszawy po tym wszystkim nienawidzę. Ale oni nas tutaj nie zostawiš, bo sprzedadzšmieszkanie.Zmieniłam długopis, ten mi się nie podobał. Może będziesz miała mój list wewszystkich kolorach. Kolorem mierci się nie przejmuj. Najchętniej przecięłabym sobie żyły imiałaby go we krwi. Żółć już jest, to pęknięta wštroba i rzygam bez przerwy. Zakręciło sięwszystko, kochana Magdo!Chciałabym bardzo, tak jak Ty w USA, mieć wielki dom, dużo psów i kotów, a możehodować kury i króliki, i żeby nikt z ludzi mnie nie widział.I znowu te ręce płatajš mi figle i głowa mi się zatrzęsła, będę teraz pisała na zielono,to podobno kolor nadziei. Muszę mieć jakš nadzieję, bo znowu wezmę i zginę.Dobrze, że jeste szczęliwa, i Twoi starzy też, i że dobrze Wam się powodzi.Mylę, że tutaj jest taki sam kraj i jest piękny, na pewno bardzo piękny, i mylę, że towszystko na pewno nie polega na tym, czy Stany czy Polska - to prawda, że trzeba miećpienišdze i wtedy można być wolnym, ojciec teraz będzie miał furę pieniędzy, ale on niebędzie nigdy wolny w tych sztywnych garniturach. A ja? Wiem, że mam do przekopaniaogródek, ale to wielki ogród, to całe pole pełne chwastów, ale łopata jest tu, obok mnie.Już nie jestem Stokrotkš, Magda. Stokrotnie nie jestem Stokrotkš. Muszę Ci o tymnapisać. Oberwano ze mnie wszystkie płatki. Jestem po prostu smutnš, głupiš Dorotš. Icierpišcš Dorotš. Jutro obetnę sobie włosy, tak jak Ty, a nawet krócej.Nie wiem nawet, który jest dzień, nawet nie wiem, który jest rok. Może kiedy będęwiedziała...Byłam narkomankš, odtruli mnie, powiedzieli, że wyleczyli, i że miałam wielkieszczęcie, bo nie mam hifa. Co mi się jeszcze musi wyrównać w mózgu i biorę jakieprzeklęte neuroleptyki. Wiesz, chyba powoli zbieram się do kupy. Chociaż smutek, smutek,smutek. I tyle mierci. I przestrzelony przez samego siebie chłopak, ten mój pierwszy,przeklęty... Ale już miesišc od szpitala i jestem na czysto.Padać bolenie i znów się podnosić,Krzyczeć tęsknocie precz i błagać:prowad![...]Ażeby po nas zostały jedynielady na piasku i kręgi na wodzie.To Staff. A ja napisałam dzisiaj taki wiersz:Mam okaleczonš białš skóręPrzemijania.Kto mógłby mnie wylizać,Kto mógłby mnie opalić,bym mogła pocałować się ze słońcem.Lecz nie mnie pisany żarliwy kochanek.Trzeba dużo przecierpieć,jeszcze więcej zrozumieć,by być polnym kwiatem- chabrem przytulonymdo stokrotki.Dużo wierszy napisałam. Nie wiem po co. Tak sobie gryzmolę jak dzieci kółeczka ikrzyżyki.Nie wylę Ci żadnego zdjęcia, wszystkie powyrzucałam. Nie wyglšdam najciekawiej -dziurawe oczy i 38 kilogramów.Poznałam starszego, ale bardzo fajnego pisarza, wyobra sobie - odwiedził mnie wszpitalu, dotknšł moich włosów i powiedział: Stokrotka. Stokrotne dzięki! Obudził mnie zmroku. Ale skšd mógł wiedzieć, że byłam Stokrotkš? Rozmawialimy bardzo długo,powiedział, że czterolistna koniczynka przytuli się do mnie i wmawiał mi, że nadal jestemStokrotkš. Spodobał mi się, sam pił kiedy dużo, ale nie pije już dziesięć lat. Dobrze mi, gdyjest blisko mnie. Ma piękne oczy i niesłychanie długie palce. Chyba kocham jego lekkosiwiejšcš brodę. Powiedział, że jest Narcyzem, ale już zapomniał o przeglšdaniu się wwodzie.Nie, Magda, ja nie mogę opisać Ci tego, co przeżyłam. Gdy tylko o tym pomylę,znowu mam wiry w mózgu. Kochanie, nie próbuj nigdy niczego! Błagam Cię!Będę pisać granatowym piórem. Granatowe to niebo. Albo chmury zakrywajšcesłońce, któremu po różnokolorowej wędrówce zachciało się zachodzić.Granatowa jest burza. Brzozy sš białe. Granatowo ubranych pakujš do trumien, takichdostojniejszych. Dziewice powinny być chowane na biało. Już dawno nie jestem dziewicš.Jestem bardzo rozjebana. Może pochowajš mnie nago. Chciałabym wniknšć w wielkš brzozęi w niej dalej żyć już umarła. I chciałabym być blisko Nobla.Bursztyny sš piękne. I szafir. I spadajšca gwiazda, jeli nie jest meteorem. Chyba jużtylko spadajš meteory. Chyba już nawet nie ma prawdziwego Nieba.Może się zdarzyć, że gdy wyzdrowieję zupełnie i stanę się silna, przylecę do TwojegoNiu Jorku, by wycałować Ciebie i Twoje zwierzaki.Tomek dostał się bez egzaminu na ASP, jest przejmujšco zdolny.A teraz biorę biały długopis. Polij mi chociaż trochę słońca, Magda! Tutaj, we mnie,jest bardzo ciemno.Wiesz, będę miała urodziny, szesnaste chyba, może jutro, ojciec co mówił oprezentach. Niech on się ode mnie...Przygotowałam tyle kartek, tyle piór i długopisów, ale co pulsuje we mnie corazbardziej, tego już nie można znieć, i co wybucha w mojej głowie... Trzęsienie ziemi...Kocham Cię, Mag... Po... sto... kroć...!!!!!!!!!!!!!!! Idę, uciekam... Do... ro... ta. Ta kurwa!Żegnaj, piękna! Sto...PIERWSZY. PANNACzułam się niewyranie i miałam wrażenie, że drgajš mi wargi i cała twarz mi drga.Tomek stał wyprostowany jak strzała albo wielka tyczka, patrzył przez okno, makabrycznierozczochrany i drapał się po tych swoich długich włosach. Fajnie wyglšdał, taki szczupły,długi, wyprostowany. Podoba mi się mój brat. Chciałabym mieć takiego chłopaka. Odwróciłsię, nasze oczy się spotkały i poczułam, jak się rumienię. Za oknem były drzewa, nieruchomedrzewa, było goršco jak w piekle.- Ale nas wrobili. Mamusia chce odpoczšć, tatu wyjeżdża, a my niepotrzebni. Więcna wie. No, jak, Dorotko?- Jezu, przestraszyłe mnie...- Ależ ty jeste liczna, siostrzyczko cudzołożna... Leżysz sobie na tej kanapie, włosyna dywanie, blada, dumna, cicha... Zaraz, zaraz, no tak, zastrzelić się można. Jasne.- Tomek...- Z miłoci zastrzelić. Z miłoci.- Daj mi spokój! Przecież szlag mnie trafia.- Włanie! Okej, spoko. Wiesz, ja nawet się cieszę, tak, cieszę się, bo mam to w nosie,tam sobie odpocznę, już wiem, co będę robił. Bo to jest po prostu tak, Dorota, że włosy mirosnš i niech rosnš, ja biorę pędzel i maluję, chwytam drzewo i rzebię. Tak. I tam jestrzeczywicie lepsze powietrze, jak starzy twierdzš. Chyba mięsa nie będę jadł, o! No, niepękaj!- Tomek, uderzyłe mnie za mocno!- To dobrze.- Ja sobie tego nie wyobrażam. Będę zupełnie sama...- Nieprawda, poznasz mnóstwo ciekawych ludzi, zresztš przecież to jest jaki nowyetap, liceum, bum, bum, bum, siostrzyczko, więc ci wszyscy twoi znajomi rozjadš się poróżnych szkołach i te kontakty się urwš ...- Z Magdš nigdy!- No, z Magdš... Ale przecież będzie Nobel. A Nobel to przyjaciel, a nie zwykłyznajomy. Wiesz, tam można biegać, ćwiczyć, ršbać drzewo, wspinać się na drzewa, zupełnieinny wiat, wiesz, ja tam się okrelę, czy nie zostanę na wsi na stałe. O!- Zostaw te moje głupie włosy!- Tylko że mnie się nie podoba cały ten mechanizm, te pozory rodzicielskie, ta władza,to lawirowanie, takie ukryte, kurczę blade, oszukiwanie nas, to czekanie na dzisiejszy dzień,gdy tatu ma imieniny i przyjeżdżajš ci dygnitarze, fuj, totolotek, o Jezu, dygnitarze wkarawanach. Tatu dygnitarz! Wapno z niego opada, och jak się sypie, ile kurzu... Zamiast topowiedzieć tak w przelocie, gdy idziesz do klopa, to czekajš, bęcwały, na dzień, uroczystoci,awans. Ależ to liczne, ojej!- A ja jednak się boję, Tomek. Coraz bardziej się boję. Całš noc niło mi się cookropnego...- Nie bój żaby. Będzie dobrze, mała!- Dzieci! Tomeczku, Dorotko! Kochani! Szybko, tatu czeka, wszyscy czekajš...Ubierzcie się ładnie. Nie róbcie tatusiowi przykroci... Do salonu, kochani, Dorota!- Już, mamo.- Tomek!- Do salonu? Ha! A może jednak do pokoju, mamusiu?- Tomeczku...- A ja to pierniczę! Nie mnie na salony.- Tomek!- No, dobra, dobra, dobra.- Popieszcie się, kochani. Powiem wam. Tatu... Ten wyjazd tatusia może bardzodużo zmienić. Bardzo dużo. To awans...- Z kaprala na porucznika. Tego jeszcze brakowało! Stary - oficer! Żeby się tatusiowiw głowie nie zmieniło, mamo.- Tomek! Zabraniam... Tam sš panowie z ministerstwa...- Dorotka się martwi, mamusiu. Co wy z nas robicie?- Tomeczku, jeste dorosły, taki mšdry, przypilnujesz Dorotki, będzie babcia, przecieżto tylko z korzyciš dla was, taka odmiana, wie, powietrze, przyroda, nowi ludzie,znajomoci, poszerzanie horyzontów... Dzieci... A ty, Tomeczku, będziesz miał...- Nie mów mi, mamo, co ja będę miał, bo ja wiem, co będę miał, więc nie truj.- Dobrze, tak, dobrze, chodcie, dzieci...- Prikaz! Dzieci pójdš grzecznie.- I jeszcze jedno, Tomeczku, jeden pan powiedział, że mógłby ci pomóc, tak, mógłby,jeli zabrakło ci tylko jednego, jedynego punktu.- O, Chryste! Co za piękny walczyk! Niech się ten pan wypcha! Niech on się wypchatatusiem. A ja podobno jestem dorosły, więc nie mieszaj się, mamusiu, w moje sprawy. Wporzšdk... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • red-hacjenda.opx.pl